Klip

wtorek, 25 września 2007

Prace nad rozdziałem trzecim trwają

Prace trwają

Robię co mogę by nadążyć z produkcją, jednakże obowiązki i wiele czynników zewnętrznych spowalnia mnie (jak to w życiu bywa).

W tym rozdziale chcę się skoncentrować szczególnie na zawiłej polityce wewnętrznej "kolonistów", oraz na kilku postaciach, szczególnie Paladynie Ottonie.

Jeśli zdążyliście się zapoznać z choć częścią Numeru Cztery, to pewnie domyślacie się, że według mej tendencji, do tworzenia postaci "szarych moralnie"(bowiem nie uznaję takich śmiesznych pojęć jak dobro, czy zło) i w tym rozdziale postaram się ubarwić bohaterów o wady i zalety.

To znaczy, że nie będzie kolorowo, cudnie, pięknie i tak dalej, bo takie światy nie istnieją. Może to moja lubość w stronę nadmiernego realizmu, ale cóż, wolę gdy coś ma sens i jest logiczne, niż ma być bzdurne i fasadowe... I jak zwykle skończy się na tym, że rozdział będzie miał przynajmniej 120 stron A4(dla mnie to norma)... Nie lubię niedociągniętych wątków, lub opisanych "po łebkach".

Ergo?

Więcej "rozwiązłych dziewic", "pobożnych skurwysynów"... oraz w miarę możliwości - szczypta zwrotów akcji o charakterze "przypuszczalnym".

Więcej ryzyka, więcej misteriów, więcej "dzielnych mężów" grających o swoje życie, wedle słów piosenki - "All men play on ten."

I pamiętajcie.

Nic nie dzieje się przypadkiem.

Z poważaniem i wyrazami szacunku

Reinhard

Budwidas z Roitzogroda

Budwidas z Roitzogroda

wład. 16-42

Pierwszy Wielki Wojnowódz i Gospodarz zjednoczonych ziem Zadry – Terenów od obecnych lasów od podnóża gór obecnego Kasaimu, po granice dzisiejszego Deirunu.

Choć faktyczna władza Wodza Budwidasa sięgała wyłącznie skromnych terenów wokół Roitzogrodu (dzisiejsze Roitzmitz), to reszta Wojnowodzów poprzysięgła mu posłuszeństwo, po części pragnąc wpływów i ochrony rosnącego w siłę kościoła Adrena, inni zaś ze strachu przed nieprzychylnym spojrzeniem nawróconych miast-państw.

Budwidas był pierworodnym Karwiga Cieśli, który jako pierwszy przyjął nową wiarę na terenach Zadry i rzekomo pomagał synom Meheliasza jednoczyć ludzkie ziemie. Ojciec Budwidasa był zbyt stary, by zostać Wielkim Wojnowodzem, jego syn zaś - zbyt młody. Dlatego też błogosławione namaszczenie rozłożono na czoła wielu potomków Karwiga. Ci mieli z czasem, na gruncie rywalizacji dowieść, któremu najbardziej przysługuje tytuł władcy zjednoczonych ziem.

Budwidas za młodych lat uknuł marzenie by któregoś dnia ustanowić nową stolicę, adekwatną do potrzeb dużego państwa. Dlatego miast zwoływania wojowniczych drużyn i polowania na pogan, jak to czynili jego bracia, wolał wyruszyć w długą podróż na wschód gdzie zaczerpnął wiedzy. Będąc w wieku młodzieńczym terminował u wielu rzemieślników, a przypatrując się wschodnim księstwom, zrozumiał, że główna siła państwa leży w komunikacji, szybkim przepływie informacji, efektywnej administracji, oraz regularnym wojskom

Wraz z kilkoma wioskami poddanych rozpoczął budowę dróg i zajął się handlem, za zarobione pieniądze, najął kartografów, którzy sporządzili możliwie najdokładniejsze mapy planowanych i już wybudowanych traktów.

Osada Karwiga okazała się nieodpowiednia do sprawowania dobrych rządów, dlatego rozpoczął budowę nowego grodu – dużego grodu ze stałą siedzibą, w której cały czas zamieszkiwał i w której podejmował decyzje. Podczas gdy jego bracia podróżowali z grodu do grodu, gdzie byli goszczeni przez gospodarzy, (bez zapłaty), co nie dość, że utrudniało komunikację i koordynację, to jeszcze denerwowało osadników, Budwidas był łatwy do osiągnięcia i z chęcią wysłuchiwał wszystkich interesantów. Nieprzychylnie patrzono na przymus wyżywienia młodych kniaziów oraz ich świty, którzy polowali na pogan kryjących się w lasach i oddających cześć pomniejszym bożkom. Budwidas wydawał się być kimś szczególnym – sam dbał o swój stan, o utrzymanie drużyny w grodowych koszarach, rzemieślnicy znaleźli zatrudnienie przy kuciu oręża dla wojsk, co gwarantowało, że żołnierze mieli zbliżone wyposażenie, a to zaś znaczyło, że Wódz Budwidas mógł na nich polegać jako na konkretnych, regularnych jednostkach (których „parametry” były do siebie zbliżone, a cała jednostka – przewidywalna). Gospodarz Roitzogrodu miał pod sobą pokaźnych rozmiarów skarbiec, który wypełniały skromne podatki pobierane od chłopstwa, oraz liczne podatki od kupców. Roitzogród w końcu leżał na przesmyku między dwoma pasmami gór, a to znaczyło, że przechodziły przezeń dwa główne szlaki handlowe. Kupcy przybywający z południowego wschodu i północnego zachodu kupowali i sprzedawali w Roitzogrodzie konie oraz bydło po niższych cenach w zamian za skromny procent idący do skarbca. Podobnie ci, którzy chcieli sprzedać owoce swego rzemiosła bądź żywność – za skromną opłatę wynajmując miejsce na obszernym rynku, gdzie mogli handlować do woli. Budwidasa nie obchodziło kto ile zarabia, każdy płacił tyle samo, a taka kolej rzeczy ściągała bogatych kupców, natomiast ci ściągali bogatych klientów, którzy sypiali w wygodnych gospodach płacąc za pobyt – tu także skromna opłata na utrzymanie świty Budwidasa.

Najstarszy syn Karwiga przypadł do gustu wszystkim okolicznym Hospodarzom. Nie było problemu z dotarciem przed jego oblicze, nie było także problemu z utrzymaniem jego wojsk, które notabene były świetnie wyszkolone, sprawdzone i skuteczne, zawsze gotowe do wyruszenia z pierwszej stolicy Rasgonów do wszystkich potrzebujących wiernych.

Budwidas miał także we krwi politykę „nieingerencji”. Nie obchodziło go, kto ma ile pieniędzy, czy z jakiego jest stanu: mobilizowało to chłopstwo do wybicia się i na przykład otworzenia własnego skromnego rzemiosła, pozwoliło to wielu młodym i zdolnym z niższego stanu imputować nowe pomysły i koncepcje do administracji rozwijającego się grodu.

W Roitzogrodzie zatrzymywały się także pielgrzymki idące w stronę Azarii.

Zdenerwowani takim stanem rzeczy bracia Budwidasa zarzucali mu, że miast wyprawiać się z nimi przeciw poganom, ten woli siedzieć otoczony palisadami i zajmować się budową dróg. Byli w oczywistym błędzie, bowiem Budwidas walczył skutecznie z pogaństwem, co nawet wygarnął swoim braciom, pytając się czemu w takim razie na jego terenach pogaństwa nie ma, a na ich terenach – jest, choć ci wciąż wyprawiają się na buntowników i niewiernych.

„Pa kewa waj ziem poganiw zastaw bez zamrze uchod naje, a na moje niw zastaw?”

Wódz Roitzogrodu zastosował prostą sztuczkę – zabronił poganom wstępować do swej osady, czy korzystać z jej usług – co wykluczało ich z możliwości sprzedaży swego dorobku, czy nawet sprzedaży dorobku kupcom, którym także zakazywano wstępu do osady, jeśli zostali podejrzani o przemyt towaru wyprodukowanego przez niewiernych. Ci zaś, zachęceni wizją dobrodziejstw i możliwością wzbogacenia się, a nawet wybicia w nowej hierarchii aż lgnęli do świątyń prosząc o zaszczyt uczestnictwa w uświęconym zgromadzeniu. Inni poganie postąpili podobnie, widząc, że nadarza się okazja przyłączenia do jednego z Rasgonów, co było znacznie lepszą perspektywą niż śmierć z ręki braci Budwidasa i ich wędrownych drużyn. Jeszcze inni najzwyczajniej w świecie uszli z ziem Roitzkich nie widząc na nich przyszłości.

Tak Budwidas zasłużył sobie na zaszczyty i miano Wielkiego Wojnowodza i Hospodina Zadry, pierwszego namaszczonego władcę, któremu inni bili pokłony.

Poślubił jedną z córek innego wielkiego Wodza pieczętując silne przymierze między kupieckim grodem, a grodem stepowych jeźdźców z południa. Postępując w ten sposób, zyskał dla swych przyszłych wojsk wsparcie jazdy, do której przywiązywał dużą uwagę. Jako, że w efekcie większość hodowli koni, oraz kontrola handlu tymi drogocennymi zwierzętami, spadła w jego dłonie, skarbiec Roitzogrodu pęczniał w bardzo zadowalającym tempie.

Resztę życia Budwidas spędził zajmując się polityką zewnętrzną oraz małżonką, z którą miał trójkę synów(Vitojgła, Siodlikwoj, Nauszyn) i dwie córki.

piątek, 21 września 2007

Zfeminizowana Polska

Czy Polska jest zfeminizowanym krajem?

Tak, z pewnością mogę to potwierdzić, nie tylko z politycznego punktu widzenia!

Pewien amerykański gospodarz talk-showu, który dorabia sobie jako komik w wolnym czasie, ostatnio zwrócił moją uwagę na ten problem, a zaczął z dosyć silnym „komediowym” wejściem, by następnie przypieprzyć w publiczność garścią suchych faktów.

Ludzie zamilkli, bowiem nie było się z czego śmiać.

Naturalnie ¾ sali zrozumiało w czym rzecz. W tych ¾ byli mężczyźni, oraz rozumne kobiety. Pozostałą ¼ stanowiły kobiety, których ilość na świecie cały czas rośnie, a są to kobiety, „którym wmówiono, że są rozumne” i o których pan Maher rozprawiał w dalszej kolejności.

Dlatego pozwoliłem sobie przejrzeć program najbardziej socjalistycznej partii w Polsce od czasów PZPR’u i zestawić sobie ze słowami pana Maher’a.

Jest to właśnie Partia Kobiet.

I proszę was, drodzy czytelnicy, nie skłamię, że to co Partia Kobiet chce wprowadzić, to większy socjalizm niż to co Lenin i Marks opisali w swoich dziełach. Być może dlatego, że Lenin i Marks znali swoje granice, to znaczy wiedzieli, że to całe „pieprzenie” o komunizmie jest bajeczką dla tłuszczy, która się nie sprawdzi, a miast tego rozleci w kilka stuleci, jeśli nie w jeden wiek... Ich prawdziwym celem było po prostu zdobycie władzy i stworzenie urzędu Sekretarza jako takiego Cesarza Nowego Porządku... I udało się. Jeden taki „Chrystus” leży w mauzoleum na placu czerwonym wciąż czekając na zmartwychwstanie.

Ale! Partia Kobiet, w przeciwieństwie do Lenina i Marksa, naprawdę wierzy w bzdury, które głosi! W te same banialuki, które doprowadziły wszelkie socjalistyczne kraje do upadku, nie zauważając przy tym, że to właśnie w socjalistycznych państwach jest głód i bieda, podczas gdy w krajach kapitalistycznych, wolnorynkowych – nie.

Droga Manuela Gretkowska i jej Amazonki, chcą przylecieć nagie do sejmu, huśtając się na lianach i opiekować się nami wszystkimi, biedakami... – One już zadbają byśmy byli biedni, w końcu im więcej biednych, tym więcej ludzi do opieki.

Może przejdę do prawdziwych słów mistrza.

Polska to zfeminizowany kraj. – Nie dla tego, że jest jakieś bzdurne równouprawnienie... którego tak naprawdę zbudować się nie da... Tu chodzi raczej o cechy, jakiego nabrało Państwo, a nabrało typowo kobiecych cech w ostatnich latach. Wartości wyznawane przez niektóre kobiety stały się najważniejsze i wbrew temu co rozsądek podpowiada – „słuszne”. (Politycznie poprawne.)

„Wrażliwość, liczy się bardziej niż Prawda.

Uczucia, są ważniejsze niż Fakty.

Poświęcenie, jest ważniejsze niż Indywidualność.

Dzieci, znaczą więcej niż Ludzie!

Bezpieczeństwu, przywiązuje się większą wagę niż Odpowiedzialności!”

Powiedzcie, czy tym się właśnie nie staje ten kraj? Złotą klatką...

Żyjemy w świecie, gdzie lepiej jest kogoś okłamać, tak by go/jej nie obrazić, wzburzyć, zdenerwować, poddać jakiejkolwiek krytyce, a jeśli to zrobimy, możemy iść za kratki. Gdy zaś prawda, choć może piec w oczy, może za razem uświadomić o błędach, krytyka prowadzić do wyciągnięcia wniosków, zaś ostrzeżenie partnerki, w życiu osobistym, że ma głupią fryzurę, czy „śmieszną sukienkę”, może jej zaoszczędzić problemu w towarzystwie.

Gdzie się podziały związki budowane na szczerości? W obecnej sytuacji obłuda jest cenniejsza niż krytyka, a każda próba krytyki (szczególnie tej ¼ grupy kobiet) spotyka się z błędną interpretacją – obrazą Świętej Krowy.

I zaiste tak wygląda równouprawnienie w obecnym społeczeństwie. Przypomina stado Krów i Byków, które pojechały do Indii i ogłupione tamtejszą „cukierkową” kulturą, nagle zaczynają się domagać „statusów”. Panowie i Panie, nigdy nie będziemy równi i wy to doskonale wiecie. Z jednej strony śmieszne ugrupowania feministyczne (które jawnie nazywam - „idiotkami”) podnoszą wrzask, kiedy jakaś pani w biedronce musi udźwignąć, czy taszczyć ciężar, z jakim może sobie poradzić tylko mężczyzna i jest to dyskryminacja – że pracodawca ma równe wymagania wobec obu płci... Feministki same publikują raporty o szkodliwości pracy kopalnianej, z dnia na dzień podkreślając naszą odmienność, wskazując, że kobiety nie powinny pracować w kopalniach, bowiem dopuszczenie ich do takiej pracy równa się z „wyzyskiem”... Gdy zaś dochodzi do pracy biurowej, gdzie zadania polegają na wciskaniu przycisków na klawiaturze, z całą surowością podkreślają jacy to mężczyźni nie są podobni do kobiet, a kobiety do mężczyzn, podając garści sprzecznych argumentów.

Jedna feministka potrafi w dniu pojechać protestować na wieś, przeciwko „wykorzystywaniu kobiet” do ciężkiej pracy fizycznej, np. w polu, podkreślając że kobiety do takiej pracy się nie nadają, bowiem są zupełnie inne niż mężczyźni... Kilka godzin później agitując na rzecz idei równouprawnienia, z całą stanowczością zarzekając się, że jesteśmy tacy sami.

Faktycznie, prawda przestała mieć znaczenie.

W całym rozgardiaszu, taka feministka nie uwzględniła, że hipotetyczna, szara pani Jadzia, żyjąca na tej wsi, robi co robi z własnego wyboru, z własnej nieprzymuszonej woli... Tak już jest na wsi, tam się pracuje fizycznie. Równouprawnienie nie polega na podtykaniu poduszek pod pupę, tylko dlatego, że biurowy fotel jest za twardy. Równouprawnienie polega na RÓWNYM traktowaniu, a przez to rozumiemy stawianie równych wymogów.

W obecnej Polsce, kobiety często narzekają, że zarabiają mniej... Co oczywiste jest mocnym nagięciem rzeczywistości, niedomówieniem i zakłamaniem.

Spójrzmy na problem z innej strony! Kobiety żyją dłużej – prawda, żyją dłużej w wieku po-produkcyjnym, czyli jako 85-92 letnie babcie, które często przesiadują dni w pampersach bojąc się gołębi za oknem. – To okrutne stwierdzenie, ale tak niestety jest. Ludzka natura jest dla nas bezwzględna. – W każdym razie, znaczy to z punktu widzenia podatnika, pracodawcy i państwa, że trzeba im dłużej wypłacać emeryturę, niż mężczyznom, a to nie jest argument na korzyść! Co więcej kobiety pracują mniej niż mężczyźni! Co znaczy, że krócej płacą składkę emerytalną, wcześniej przechodzą na emeryturę i dłużej się im ową emeryturę wypłaca...

Co to ma wspólnego z równouprawnieniem?!

Dodajmy do tego: jedynie prawo kobiety do urlopu rodzicielskiego, pierwszeństwo w prawach rodzicielskich - co godzi w instytucję sądu orzekającego rozwód, jako organu obiektywnego w werdyktach. Dodatkowo liczne składki, które już mężczyźni płacą na rzecz samotnych kobiet, setki złotych odbieranych w małych porcyjkach przysłowiowym cichaczem.

Jak można żądać jeszcze podniesienia pensji?!

Jeśli chcemy prawdziwego równouprawnienia, nie czczego gadania, ale równouprawnienia w pełnym tego słowa znaczeniu, należałoby wybrać jedną z dwóch ewentualności:

1) Podnosimy kobietom płacę, ale! Zabieramy urlop macierzyński, zrównujemy w prawach do opieki nad dzieckiem, zabieramy dodatkowe płatne urlopy, zabieramy prawo do dłuższych przerw w zawodach fizycznych, otwieramy dla nich huty, kopalnie i wszelkie ciężkie zawody, zwiększamy granicę wieku emerytalnego, wciągamy w grupę płatników dodatkowych świadczeń i zwiększamy wymagania we wszystkich zawodach.

2) Dajemy mężczyznom urlop rodzicielski. Dodajemy dodatkowe przerwy, dodatkowe dni urlopu płatnego, zrównujemy w prawach do opieki nad dzieckiem, zakazujemy pracy w hutach, kopalniach, oraz innych ciężkich zawodach, skracamy wiek emerytalny do 55 lat, jak w przypadku kobiet, wyłączamy z grupy płatników dodatkowych świadczeń i obniżamy wymagania pracownicze, ale! Obniżamy mężczyznom płacę!

W innym przypadku to nie będzie równouprawnienie, ale „robienie jednym dobrze, kosztem innych”

Ja zaś stoję na straży Faktów, Prawdy, Indywidualności, Odpowiedzialności i Ludzi! Nie chcę kolejnych przemów otumaniających, nie chcę kraju, w którym ze względu na uczucia sankcjonuje się łamanie prawa człowieka do bycia człowiekiem (jak we Francji, gdzie chłopaka wywalili ze szkoły za jedzenie kanapki z szynką w towarzystwie muzułmanów... Obraził ich uczucia religijne!) nie chcę kraju, gdzie pod płaszczykiem szczytnych idei wyzyskuje się ludzi, wmawiając, że to poświęcenie dla wyższego dobra. To nie jest dobro! Sytuacja, w której wyzyskuje się jednostkę, choćby nie wiem do jak szczytnych celów, nie jest dobra! To nie moralne, ani etyczne, ani normalne! To chore... Choćby i wyzyskując setkę osób uchronić od śmierci głodowej piątkę dzieci, to nie jest dobro! Wszelkich starań należy dołożyć, by szukać alternatyw, nieograniczających jednostki, nie tworząc zeń konia pociągowego dla szczytnych idei. A to kolejna plaga, którą należy wspomnieć.

Teraz już nie ma ludzi... Teraz jest człowiek (kategoria gorsza) i dziecko (kategoria lepsza). Ileż to razy słyszy się, że dla dzieci, należy wprowadzić, takie ulgi, lub takie, dodatki, kolejną jałmużnę, którą z łaski swojej pan minister odda, uprzednio rabując zeń rodziców i same kobiety (te ¼ ) które cieszą się jak idiotki, że dostały z powrotem mniej, niż zapłaciły w składkach i podatkach, ale nadal wspierają rząd, bowiem ten używa „Pięknego, szczytnego hasła!” „Dla dzieci!” „To dla dzieci! Tylko dzieci się liczą! Dzieci są najważniejsze!”

Nie, panie premierze, pani Manuelo Grektowska... To człowiek jest najważniejszy. To dziecko jak dorośnie też zostanie człowiekiem, człowiekiem, który powinien mieć warunki do pracy, do założenia rodziny, kupienia sobie domu, wydania potomstwa i opieki nad nim. Dziecko nie potrzebuje pana, panie premierze, ni pani, pani Manuelo do rozwoju. Dziecko potrzebuje rodziców, których nie grabi się z ostatnich groszy, rodziców odpowiedzialnych, którzy swoje dziecko wychowają, dziecko też potrzebuje ich miłości, nie pani, ani pana premiera. Zostawcie rodzicom ich ciężko zarobione pieniądze, oni się już swoimi dziećmi zajmą...

A właśnie... ktoś kto kocha jakieś dziecko bardziej niż jego najbliższa rodzina, to po prostu pedofil. Nie chcę zatem żyć w państwie, gdzie za ładne gadanie „Dzieci są najważniejsze! Kochamy wasze dzieci! Dodatek socjalny na dzieci!” – gwardię rządowego pedofilstwa dopuszcza się do dzieci, bez zgody rodziców.

Nie chcę żyć w świecie, gdzie dla przymusu ktoś mi mówi jakie banany mogę kupować, a jakie nie bym się nie otruł, gdzie ktoś mi mówi którą stroną mogę zejść po drabinie, tak by jeśli zobaczy mnie policjant, nie dostać mandatu.

(Słowo daję! Mamy taki przepis wprowadzony przez unię, gdzie dla naszego bezpieczeństwa, policjant może nam wstawić mandat za to, że schodzimy na przykład tyłem po drabince!)

Gdy dziecko wypieprzy się jadąc na rowerze, mamusia podbiegnie i ucałuje kolanko, przytuli, podmucha, już dzwoni na pogotowie.

Ojciec powie: „Następnym razem jedź bardziej ostrożnie!”, albo „Było gnać jak wariat?!”

W jednym przypadku mamy natychmiastową pomoc...

W drugim - mamy naukę.

Widzicie... Zwierzęta nie muszą się uczyć, lub uczą się bardzo krótko, bo mają instynkt, więc sobie poradzą... Ale człowiek? Wolelibyście by ludzie nie przechodzili nauki jazdy, tylko jeździli z lekarzem-reanimatorem tuż obok, czy żeby przechodzili surowy test, gdzie za błędy są kary, a za sukcesy nagrody?

Tak samo jest z państwem i tak samo z Bezpieczeństwem, oraz Odpowiedzialnością.

Dlaczego mi w tym kraju nie wolno robić sobie krzywdy?! Co jest warte moje życie, gdy zostanę skazany za próbę zrobienia czegoś tylko i wyłącznie sobie? Zapinanie pasów w samochodzie to moja sprawa, to co jem – też, to jak schodzę po drabinie – także! Macie prawo się wtrącać, gdybym przynosił krzywdę innemu człowiekowi, ale kiedy robie coś co działa TYLKO na mnie, to JA ponoszę za to odpowiedzialność i nikogo nie proszę o litość!

Zapinanie pasów jest świetnym przykładem! Jeśli wsiadam do samochodu i nie zapinam pasów to robię to na swoją odpowiedzialność i tylko siebie mogę winić za swoją ewentualną śmierć. Ludzie wiedzą do czego pasy służą i je zapinają! Dlatego, że są do ciężkiej cholery odpowiedzialni! Są też tacy, którzy nie są odpowiedzialni i oni giną w wypadkach na WŁASNE życzenie!

Jeśli ktoś produkuje oscypek, to nie mam przymusu tego towaru kupować! Nikt mnie nie zmusza! Robię to na własną odpowiedzialność! Nie potrzebuję urzędnika, który w zfeminizowanym mentalnie kraju, troszcząc się o mnie jak dobra mamusia, powie mi, żebym tego oscypka nie jadł bo nie ma atestu...

Kiedy każdy dorosły człowiek świetnie sobie z tego zdaje sprawę...

Jeśli chcę żywności sprawdzonej, idę do sklepu, patrzę na opakowania i na to które jest opatrzone jakimiś atestami itd. żeby wiedzieć, że spożywam coś czystego od choróbsk. Kupując niesprawdzony produkt na Krupówkach, robię to na WŁASNĄ odpowiedzialność i jeśli umrę na jakąś afrykańską mutację para-kirusa-złośliwego to będzie moja wina! Czemu ludziom nie dadzą się troszczyć o samych siebie?! Oni świetnie dają sobie radę! Przez sześć tysięcy lat istnienia ludzkich cywilizacji dawali sobie radę, to teraz nagle trzeba się nimi opiekować?! Bzdura!

Odnośnie tej ¼ kobiet, które szczególnie charakteryzują się kilkoma cechami, muszę wam coś dopowiedzieć, ale najpierw jak rozpoznać taką kobietę:

-Zawsze twierdzi, że należy się jej coś, tylko za to, że jest obiektem mlekodajnym.

-Ma wieczne pretensje odnośnie wykorzystywania kobiet, choć nigdy z taką kobietą nie rozmawiała, rzadko kiedy również wie, co to znaczy ciężko pracować fizycznie.

-I najważniejsze! Nigdy! Ale to nigdy! Nie przyzna się do winy... Nie... To ten typ istoty, która upatruje winy we wszystkich dookoła i na siłę ją zrzuca, zaś za krytykę łazi wiecznie obrażona.

I właśnie z taką kobietą miałem okazję stoczyć dyskurs, na temat socjalizmu i wiecie co? Przeraziło mnie, że ona naprawdę wierzy i daje się oszukiwać, a nawet postawiona przed faktami i liczbami, przed wyłożoną na wierzch prawdą woli się sama okłamywać! To coś niesamowitego i za razem przerażającego, bowiem takie osoby mają w demokracji prawo głosu, a głosują za tym kto obiecuje jej niekorzystny fałsz! Zrozumiałbym, gdyby to chociaż była ułuda, ale z jakąś korzyścią w tle... To zaś był fałsz w najgorszym stylu!

JKM całkiem niedawno dowiódł w jednym ze swych felietonów, że fundusz alimentacyjny, na który każdy płaci 2 zł miesięcznie, jest bardziej stratny dla wszystkich, aniżeli pomaga.

Taka samotna matka, gdy jej były partner nie płaci alimentów, dostaje z funduszu 100-200 złoty... Z tym faktem, że co miesiąc płaci dwa złote, na ten fundusz i mało tego, płaci dwa złote składek na 199 dodatkowych funduszy! Co miesiąc! Na fundusze dla niepełnosprawnych, fundusze dla rehabilitowanych sportowców i innych tym podobnych podgrupek...

Tak naprawdę ten kraj okrada ją z 200 razy 2 złoty, zabierając jej 400, a dając 200, doliczcie do tego podatek, doliczcie przymusowy ZUS, dodajcie kolejne składki, które się tej pani nie zwracają... Wyjdzie wam, że najpierw państwo okradnie ją z 83% miesięcznego zarobku, na życie zostawi jej 600 złoty, (I uwaga!) odda 200 złoty z tej sumy, a ona cieszy się jak idiotka!

Powiem wam, że żeby cokolwiek obywatelowi zwróciło się z tych dwuzłotowych składek i wyjść na plus, trzeba być w przynajmniej trzech „grupach specjalnych”... Wiecie ilu na 758,343 obywateli Łodzi zalicza się do tylu grup?

Szesnastu...

I na tym polega pomoc w tym kraju. Trzeba być już potrąconym przez wszystkie możliwe pociągi, ciężarówki, choroby i schorzenia, by wreszcie mieć coś z tej pomocy, ale wtedy, to chyba lepiej nabity pistolet...

I ta matka, postawiona przed faktami, której udowodniono, że płaci 400 złoty, a dostaje niecałe 200, nadal upierała się, że to lepiej, niż gdyby zatrzymała te pieniądze! Dajecie wiarę?! Matka, która pracuje i ma na celu szczęście swojego dziecka, woli zamienić czterysta złoty na dwieście! Ja nie mogłem tego pojąć! No, bo czy tak postępuje rozsądna osoba?!

Ale w końcu zrozumiałem... Ona nie kłóciła się ze mną, wyzywając mnie od „faszystów”, bo miała jakieś argumenty... O nie...

Kłóciła się, bo wytknąłem jej fakty! Podczas gdy dla niej liczy się bardziej gadanie o „dobru dzieci!” (Uczucia!)

Kłóciła się, bo Ja, nie obiecałem jej pieniędzy za to, że jest kobietą z dzieckiem... (świętą krową - XXI wieku)

I w końcu... Kłóciła się, ponieważ nie chciała mi przyznać racji, tylko dlatego, że jestem mężczyzną... W świecie gdzie w co drugim serialu telewizyjnym (który przecież musi się sprzedać i wiadomo, kto te seriale najczęściej ogląda) zawsze jest mąż, który na niczym się nie zna i zawsze jest żona – chodzący budda, sypiąca morałami na lewo i prawo... Wiecie co? Ona naprawdę wierzyła, w to co mówi! Jej umysł zgąbczony i przegotowany przez massmedia, przez socjalistów, przez kulturę-spożycia, gdzie to kobiety są przekupywanie „medialną wazeliną”, by tylko coś kupić, niezależnie czy to nowa WC-kaczka, czy ideologia... Ten umysł matki został zniszczony. To tak jakby jej jaźń była pojazdem, rozsądek zaś – kierownicą... I ktoś tą kierownicę wyrwał! Samochód zatem zjeżdża na lewy pas i rozbija się o nadjeżdżającą ciężarówkę.

I mnie nazywa faszystą, bo ja popieram opcję, która nie zabiera (nie tylko jej, ale wszystkim!) te czterysta złoty miesięcznie! Mnie nazywa się faszystą, bo w efekcie wnioskowania opartego na faktach, ona miałaby dwieście złoty więcej na opiekę nad swoim dzieckiem!

Ale... wspiera Manuelę Gretkowską, LiD i inne lewicowe ugrupowania, które nie tylko chcą zwiększyć ilość zabieranych jej pieniędzy, niewiele zwiększając też jałmużnę, ale są bezpośrednio przyczyną tego, że zarówno ona, jak i najprawdopodobniej jej były mąż – nie mają dobrze płatnej pracy, lub nie mają pracy w ogóle!

Dlaczego?! Bo w tym zfeminizowanym kraju bardziej liczy się Uczuciowa Papka, niż Prawda, Fakty i Branie Odpowiedzialności Za Swoje Czyny!

Kobiety mówią, że jeśli się ktoś człowiekiem opiekuje, to ten dłużej żyje...

Zwierzęta domowe też żyją dłużej, a najdłużej to żyje organizm podłączony do kroplówki z rurką wysysającą odchody z jelit i podobną doprowadzającą pożywienie do żołądka – pełne protein i składników odżywczych. Naturalnie przypięte do wygodnego, antyodleżynowego łóżka z dziesiątkami pielęgniarek dookoła, prowadzącymi zabiegi i wstrzykującymi specyfiki przedłużające egzystencję o kolejny dzień, naturalnie trzymając „organizm” cały czas w jednym pokoju, z klimatyzowanym i filtrowanym powietrzem.

Skoro nie wolno nam robić sobie krzywdy, to od razu dopnijmy się do takich aparatur!

Na drogach w Polsce co miesiąc ginie około setka osób... Czemu nie zakazać samochodów? Czemu nie zakazać Coca Coli? Przecież nam szkodzą czyż nie...

A wiecie co jest paradoksalne?

Mi nie wolno się truć na przykład narkotykami, a wolno mi jeść ziemie i muchomory w lesie, które mnie zabiją... no chyba, że niedługo i tego nam zakażą, by się nami opiekować...

Niedługo będziemy mieli pielęgniarkę w domu, która będzie pilnować, żebyśmy zakładali skarpetki i buty, podczas łażenia z pokoju do pokoju, żebyśmy się nie przeziębili... A jeśli tego nie zrobimy, to co? To mandat! Jeszcze niedługo zamontują taki automat w naszych kiblach, że bez podtarcia się, spuszczenia wody i umycia rąk - nie wyjdziemy.

Ale my się cieszymy, gdy kolejne rządy kochające dzieci (już nie ludzi... ludzi trzeba wykorzystywać, ludzie to bydło, to DZIECI są przyszłością! Niech żyją dzieci!) decydują co dla tych dzieci jest najlepsze, jak je żywić, co im wolno czytać, co nie...

Na litość Boską! To już ptactwo wie jak karmić swoje młode! Czemu sikorka, wróbel, czy inny ptasi móżdżek sam potrafi decydować o tym jak karmić swoje potomstwo, choć karmi je ROBAKAMI, a człowiek jest na tyle głupi, że potrzebuje do tego ministerstwa?!

Czy ludzie są naprawdę tak durni?!

Oczywiście! Bo zamiast prawdy, wolą gdy ktoś im schlebia! Zamiast faktów, wolą kłamstwa! Zamiast decydować o sobie, wolą jak te krowy wejść w zagrodę państwa – wolą być dojeni, wolą być trzymani, czy to w zagrodzie, czy to w oborze, w ścisku z innymi krowami, w smrodzie i gnoju, a ich jedynym problemem jest to, by nie nasrać pod siebie za bardzo. Warunek jest taki, żeby państwo zmieniało im siano i dokładało zielska.

I ta mamusia biedna, co miała swoje ciele, widocznie lubi najpierw zostać wydojona, by jej młode dostało resztki z cyca. No! Ale w zamian rolnik dołoży jej kępkę trawy gratis!

To my powinniśmy pamiętać co dla nas dobre, nie państwo! Do kurwy nędzy!...

Przepraszam...

Kolejna wspaniała cecha tego państwa... zfeminizowanego państwa! I posłużę się znów słowami Mahera...

Bycie mężczyzną, jest politycznie niepoprawne w tym państwie.

Widzicie... żyjemy w świecie, gdzie mężczyźni poddani lobotomii na swoim libido, uzupełniający się sportem i tanią telewizyjną rozrywką, muszą udawać, że konkurują z kobiecym punktem widzenia.

W każdym show, czy to od „Rozmów w Toku” na TVN zaczynając, na jakiś pomniejszych stacjach kończąc, czy na serwisach – od onet.pl, po jakikolwiek inny, lepszy(szczerze mówiąc, wszystko jest lepsze niż Onet liżący dupę na prawo i lewo...)... Ktoś wychodzi na ekran, mówiąc „Kobiety są inteligentniejsze od mężczyzn” – i dostaje owacje na stojąco.

Wszyscy klaszczą jakby ten pogratulował Armstrongowi osiągnięcia księżyca.

Ale gdyby ktoś powiedział „Mężczyzna jest inteligentniejszy od kobiety”, zostałby wygwizdany i zmuszony do opuszczenia sali...

Dlatego spytam się was szczerze, zarówno panie jak i panowie...

Jak to świadczy o naszej kulturze, gdy musimy udawać, że jedna płeć jest „mądrzejsza” od drugiej?

„Kobiety są takie inteligentne...” *Oklaski!*...

Czyż to nie jest smutne? Jak można budować społeczeństwo równego szacunku wobec płci, na fałszu, tylko po to by uzyskać jakąś korzyść? I czemu robi się to w deszczu oklasków? Drogie panie, czy wy nie widzicie, że to jest uwłaczające?! Bije się wam oklaski, ze sztucznych, „politycznie poprawnych” powodów, jakby to było wasze największe osiągnięcie, jakby kobieta była jakąś bezdennie durną małpą, która wreszcie nauczyła się języka migowego, a widownia bije jej oklaski! Każdy rozumny człowiek brzydzi się generalizacjami i uogólnieniami, z pewnością nie dopuszczając do dyskusji argumentów powstałych na gruncie indukcji, nie dedukcji, a co dopiero fałszu!

-Brawo Megie, ślicznie żonglujesz tymi pałeczkami! – I cała sala klaszcze pacynce, która jak głupia cieszy się z wykonanej sztuczki. – Brawo! Ja tak nie potrafię, Megie! – Mówi trener, zapychając jej buźkę orzeszkiem. – Ona jest mądrzejsza ode mnie, zawsze wie gdzie mam notes! Ha, ha, ha, ha! – A sala znów bije brawa.

Tak można z małpą, ale żeby z kobietą, z istotą ludzką?

Co więcej, dokładnie wiem, która część kobiet bije brawa i która część kobiet, kupuje ten tani chwyt. To jest ta ¼ ludzkości, o której wam mówiłem wcześniej.

To też ta matka, która woli stracić dwieście złoty, niż zaoszczędzić czterysta, dla dobra dziecka.

Wiecie... To jest grupa „konsumentek”, które kupują to co im się podoba, niezależnie co to jest, czy rzecz, czy ideologia. Za to nie kupią tego co im się nie podoba...

Szczerze zaś uważam... Że to smutne.

W całej historii naszej cywilizacji, jakikolwiek był nasz stosunek do kobiet, czy mężczyzn, MY, ludzie, byliśmy wobec siebie szczerzy, mówiąc to co o sobie nawzajem sądzimy, niezależnie od tego, czy to nam się podobało, czy nie. Kobiety w ostatnich wiekach wiele zaznały i często ich możliwości były blokowane, ale przynajmniej wszyscy mieli wobec siebie tyle skrupułów by być szczerym.

Wtedy szacunek należał się nawet tym, których nienawidziliśmy, lub kogo uważaliśmy, za gnidę. Lecz nigdy nie było w tym wzgardy w stosunku do człowieka! Mogę przypomnieć, że w dwudziestoleciu między wojennym, w Polsce był taki wspaniały zwyczaj, że nawet gdy dwóch mężczyzn się przeklinało, to zachowywali w stosunku do siebie szacunek.

-Jesteś, pan skurwysyn!- Mawiano... Ale zawsze był „Pan”!

Teraz ludzie nie mają nawet odwagi powiedzieć co o sobie myślą... No ale co się dziwić, w końcu nad Prawdę, liczy się Wrażliwość – aż strach kogoś urazić! Nad Fakty, liczą się Uczucia – aż strach komuś wytknąć błędy i skrytykować!

I tak przyklaskujemy na każdą paplaninę, którą w gruncie rzeczy uważamy za bzdurę...

„Gdyby kobiety rządziły światem nie było by wojen!” - *Oklaski i sztuczne uśmieszki*

„Bycie w ciąży jest sexy!” - *Oklaski i sztuczne uśmieszki*

Któraś z kobiet, kiedyś powiedziała, naturalnie w deszczu oklasków, że: "Powinniśmy odkrywać nasze wspólne fantazje seksualne..." - Co za bzdura... Oczywiście, nie ma czegoś takiego jak "wspólne fantazje"... Wasze nudzą nas(mężczyzn), nasze obrażają was... koniec. Poza tym, wy naprawdę uważacie, że ktoś na poważnie weźmie fantazję, w której przystojny książę wpada do salonu, ujmuje oblubienice unosząc ją na rękach, porywa w daleką, namiętną podróż... a potem spuszcza się na twarz? - Relacjonuje Bill Maher

A wiecie czemu tak jest? Bo łatwiej jest sprawić by kobieta z otumanionym, wykarmionym ego pokiwała głową, i przystała na każdą propozycję w zamian za garść pochlebstw, aniżeli użerać się z faktami. W końcu łatwiej jest kłamać, niż wytłumaczyć coś osobie, która nie słucha, prawda?

Czy nie lepiej byłoby budować kulturę na wzajemnej krytyce człowieka, nie kobiety i mężczyzny?

Czy nie można w człowieku, widzieć po prostu człowieka...

Rozsądni ludzie wiedzą o czym mówię i w gruncie rzeczy, podzielają mój pogląd. Są to zarówno mężczyźni jak i kobiety, przedsiębiorcy, ludzie odpowiedzialni, którzy w przeciwieństwie do większość ludzi w tym zidiociałym kraju, wiedzą jak się opiekować sobą, swoimi dziećmi, pracą, domem, że należy zapinać pasy w samochodzie, czy jak schodzić po drabinie... I powiem więcej! Wiedzą to lepiej niż urzędnicy, bo w przeciwieństwie do durnej tłuszczy INTERESUJĄ się tym co robią... Czytają książki! Dowiadują się nowych rzeczy! Pójdą do specjalisty, czy będą czytać profesjonalny magazyn, żeby dowiedzieć się jak żywić swoje dziecko, czy jak dokonać domowego remontu, czy dokształcą się zawodowo by być lepsi w pracy, bo taka jest rola rozsądnego człowieka! Odpowiedzialny, rozsądny rodzić, sam zainteresuje się tym co jest dobre dla jego dziecka, a nie czeka na jałmużnę od państwa!

I tak chcę postrzegać nowy kraj, nowy porządek, który musi powstać, bo ten jest już tak zidiociały i zepsuty, że runie, prędzej, czy później... Chcę by świat się dzielił na pracowitych, odpowiedzialnych ludzi, którym będzie się żyło dobrze, oraz na leni-idiotów, którym będzie się żyło źle, niezależnie od tego, jak bardzo będą biedni i czy będą zdychać z głodu... I nie podzielonych na kobiety i mężczyzn!

To jest problem! Feministki wcale tego nie naprawiają, ale pogłębiają. Jesteśmy ciągle dzieleni, a nic do powiedzenia nie mają nasi pracodawcy...

Krąży po świecie mit, że kobieta jest z góry dyskryminowana... To największa bzdurą, którą można usłyszeć w krajach ubogich intelektualnie, gdzie ta ¼ ludzkości, czyli wiadomo które kobiety, kupują to co im się podoba i głosują na tych, którzy obiecają im kokosy.

W rzeczywistości, w normalnym kraju wolnym od restrykcji gospodarczych, przedsiębiorca i pracodawca patrzy na kwalifikacje. On nie chce mieć mężczyzny, czy kobiety na stanowisku, jego to nie obchodzi! Jego obchodzi, czy to jest dobry, rzetelny pracownik – i tak jest w każdym państwie rozsądnych ludzi. Ktoś kto woli zatrudnić marnego pracownika, nad wykwalifikowaną pracowniczkę, bądź marną pracowniczkę nad wykwalifikowanego pracownika, ten wyleci z rynku! Zostaną ci, którzy potrafią dbać o przedsiębiorstwo, a dobra firma to dobrzy pracownicy...

Widzieliście kiedykolwiek by w Singapurze, Hong Kongu, Malezji, Nowej Zelandii, Tajlandii, Korei Południowej, Islandii, Norwegii, były takie problemy jak w krajach socjalistycznych? Czemu tam feministki nie protestują? Czemu tam może być normalnie, a tu nie?

Bo tam ludzie rozsądni zatrudniają rzetelnych pracowników i nie obchodzi ich płeć.

My zaś dzielimy się z dnia na dzień, uwypuklamy, że jesteśmy inni, tworząc niemalże dwie, różne kultury(obłudo-przekupską czyli żeńską, oraz twardo-potwornicką czyli męską)

Jedną się przekupuje, drugą wyzyskuje... Przy tym napuszcza na siebie, odwracając wzrok od prowodyra – socjalizmu.

Dajmy ludziom żyć własnym życiem, a przedsiębiorców zostawmy w spokoju!

W ogóle to śmieszne w ogóle mieć w stosunku do nich oczekiwania...

„-Pan nie zatrudnia kobiety! Ty chamska, szowinistyczna świnio!”

Jeśli na rynku byli sami wykwalifikowani mężczyźni, do akurat danej posady (niezależnie jaka jest), to o co się na niego gniewać... A jeśli była jakaś lepsze kobieta od konkurencji, to jego strata, strata pracodawcy, że mógł mieć w firmie lepszego pracownika, a nie ma...

W normalnym świecie, w świecie ludzi rozsądnych, takie sytuacje nie mają miejsca!

W RPA, jest na przykład rozkaz, taka zasada, że jeśli otwiera firmę, to NAJPIERW ma zatrudnić: czarną kobietę, potem czarnego mężczyznę, następnie hindusa, potem hinduskę, na końcu biała kobietę i białego mężczyznę...

Świetnie... Genialne ujęcie równouprawnienia, czyż nie?!

Pracodawca, przedsiębiorca – człowiek, który włożył swój wysiłek, trud i wiedzę w kreację swojego majątku, poprzez ciężką pracę. Zaryzykował wiele, często i zdrowie rodziny, by rozwinąć biznes, by inwestować, by dorobić się. Ma swoją ziemię, kupioną nie ukradzioną jak to robili komuniści (wchodząc do fabryki i mówiąc – „Tera to je nasze!”)... On na tej ziemi buduje, rozwija się, daje ludziom zarobić przy rozwoju swej działalności, zatrudnia ich i co?!

Włazi mu państwo, mówiąc, że jeśli ma dwóch białych mężczyzn na fotel doradcy finansowego, po Oxforddzie, Cambridge, tytułowanych doktorami, czy nawet profesorami, to nie może ich zatrudnić! Musi najpierw zatrudnić czarnoskórą dziewczynę zaraz po studiach w jakimś Uniwersytecie w Pretorii... To właśnie szowinizm! W „szczytnym celu” dzieli się ludzi na rasy i płcie gwarantując im przywileje, podczas gdy mieliśmy w zasięgu ręki perfekcyjną miarę człowieka względem pracodawcy – czyli kwalifikacje! Ktoś, kto patrzy na wyniki, osiągnięcia, osobowość, intelekt i to ocenia w pierwszej kolejności, o wiele bardziej zasługuje na szacunek, niż ktoś kto najpierw ze sztuczny uśmiechem patrzy na kobietę i mówi:

„O! Jesteś kobietą! Och to na pewno jesteś inteligentna...” – Oklaski – Gratulacje małpko... Nauczyłaś się żonglować...

I kiedy tak patrzę sobie znów na ten kraj, widzę jak bardzo jest zfeminizowany...

Nie przeraża mnie to, bo wiem, że taki porządek zawsze upada – socjalizm sam się niszczy i po prostu nie może być inaczej, na wszelkie przewidziane sposoby, tak samo jak fakt, że każdy kiedyś umrze, niezależnie od zastosowanych kuracji... Tak samo socjalizm upadnie.

I tu upatruje nadziei tak samo jak rozsądne kobiety, z którymi rozmawiałem, które nie chcą być traktowane jak pracownice, czy widzieć w swoich kolegach – pracowników... One chcą być „koleżankami z pracy” i po prostu koleżankami i doprawdy nie widzę, co w tym złego? One chcą same decydować o swoim życiu, nie chcą być przymusowo ubezpieczane przez kraj, chcą zaś same ustalać to jak długo będą pracować. One chcą decydować, wraz z mężami, lub ich mężowie wraz z nimi, gdzie poślą dziecko, do jakiej szkoły, czy co dadzą mu do jedzenia. One wreszcie chcą się dorobić, tak samo jak ich mężowie... Nie chcą by zabierano im owoce ich ciężkiej pracy. Nie chcą by widziano w nich kobietę, czy w ich dzieciach dziecko, (autentycznie znam takie!) wolą, żeby widziano w nich człowieka i to nie jest czcza gadanina... Chcą rozmawiać o tym samym, wybierać się tam gdzie faceci, gadać o sporcie, lub o książkach... I wiecie co?! Gówno mnie obchodzi, co chcą! I to nie jest złe, że mnie to gówno obchodzi!

Was też powinno to gówno obchodzić! Zostawcie ludzi w spokoju, pozwólcie im zachowywać się jak chcą, wyrażać swoje opinie, nie wkopujcie się im do domu z butem i nie ingerujcie w ich życie... Chyba, że chcecie by to samo czyniono wam.

Zupełnie mnie nie obchodzi co ludzie lubią, co chcą robić, co chcą myśleć... Tak długo, jak szanują siebie i stosują się do dwóch zasad:

-Chcącemu nie dzieje się krzywda.

-Wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna wolność drugiego. Szanuj cudzą wolność, by i twoja wolność była szanowana.

Przekrocz te granice a nazwę cię sukinsynem, bądź kurwą, niezależnie jaką opcję sobą reprezentujesz, ile masz dziur, czy jeden dodatkowy „palec” w kroku.

Pozdrawiam.

Kamil B.

środa, 19 września 2007

Manifest Normalności

Manifest Normalności

"Dziwię się wam, ludzie....

...właśnie: czy jeszcze "ludzie"? Czy jeszcze na świecie rządzi Homo Sapiens - czy już tylko Homo Sovieticus, albo jego następca, Homo Europaeus?

Od ponad stu lat "postępowcy" wmawiali w ludzi, że są tylko bydlętami, że właściwie niczym nie różnią się od zwierząt - a w jakiejś gazecie, bodaj "Wyborczej", przeczytałem tryumfalny artykuł, że "człowiek tylko czterema genami różni się od stonogi". I ta propaganda odniosła skutek: ludzie sami uważają się za bydło - i pozwalają traktować się jak bydło.

Być może różnica między człowiekiem, a zwierzęciem jest tylko kulturowa - ale jest. Fizycznie możemy się nie różnić, ale mamy duszę - czy jak kto chce nazywać tę cudowną cechę człowieka. Być może różnica jest mała - ale cała nasza kultura dążyła, by ją powiększać. Dzisiejsza anty-kultura stara się ją zminimalizować.

Różnica kulturalna między człowiekiem, a bydlątkiem, jest taka, że decyzje człowieka szanujemy. Decyzji bydlęcia nie. Bydlę trzymamy na postronku, bo może zrobić sobie krzywdę albo wejść w szkodę. Dorosły mężczyzna zaś ma prawo zrobić sobie krzywdę - a jeśli wyrządzi szkodę, to ma za nią zapłacić. I to jest ta podstawowa różnica.

Jak dzisiaj jesteśmy traktowani przez rządy: jak ludzie - czy jak bydło? Jeśli ktoś każe mi zapiąć się pasem w moim własnym samochodzie - to traktuje mnie dokładnie tak, jak chłop traktuje krowę...

...to znaczy: traktował. Przepisy Wspólnoty Europejskiej, zdaje się, zakazują trzymania krowy na postronku; to ja w samochodzie muszę być przypięty. Na razie zapinam się sam, ale już niedługo będą automaty nasuwające na mnie pasy - i samochód bez ich zapięcia nie ruszy.

Krzywdy sobie zrobić nie możemy - ale za szkodę też nie płacimy: jesteśmy (pod przymusem) ubezpieczeni.

Doi się z nas pieniądze - i za te pieniądze utrzymuje się całe stado, oraz szefostwo tej "Animal Farm". Tu nie ta poetyka - ale niedługo pokażę, że zdziera się z nas 83% zarobionych pieniędzy - i ONI wydają je za nas.

Co zrobiłby Normalny Człowiek, gdyby ktoś przyszedł doń i powiedział: "Człowieku: ile zarabiasz? 3000? Świetnie! Daj mi z tego 2400, ja potrącę na siebie 600, a pozostałe 1800 wydam za ciebie - tak, że będziesz bardziej zadowolony, niż gdybyś sam wydał na siebie te 3000!" Co by zrobił Normalny Człowiek? Kopa w sempiternę - za drzwi!

Homo Europaeus porykuje z radości, że ktoś chce się nim opiekować, i głosuje na takich, którzy wezmą mu jeszcze więcej pieniędzy - za obietnicę, że siano w żłobie będzie świeższe, niż do tej pory! Ma tylko jedną prośbę: by dawać mniej owsa koniom, a trochę więcej siana im, krowom.

A konie rżą na odwrotną melodię.

Rzygać mi się chce, gdy czytam, że "rodzice hiszpańscy wyrazili radość, że rząd zajmie się problemem otyłości ich dzieci". Moja suka wykazuje więcej rozsądku: to ona karmi swoje szczeniaki i - mimo ufności - z pewnym podejrzeniem patrzy, gdy im coś podtykam. A bydlę? Krowa zapewne się cieszy, gdy ktoś zajmuje się jej cielakiem...

Zgroza mnie bierze - bo na resztki normalnych rodziców spadają kolejne ciosy. Ostatnio "polski" "Rząd" szykuje ustawę karzącą grzywną - 5000 zł - rodziców, którzy nie zaszczepią swoich dzieci!! Tyle się pisze, że niektóre szczepienia mogą być szkodliwe - i nic! Nadal "rząd" wie lepiej, jak opiekować się moim dzieckiem. W interesie firm farmaceutycznych przerabia się ludzi na bydlęta. Ale gdyby nie było to w interesie firm farmaceutycznych - byłoby tak samo źle, tylko jeszcze głupiej.

Bydło nie myśli. Bydłu serwuje się hasełka typu: "Wszystkie dzieci są nasze". Żadne z bydląt przecież nie pomyśli, że to oznacza; "Moje dziecko nie jest już moje; jest nasze". Co w praktyce oznacza, że to p.Minister je szczepi, je wychowuje... Cóż: szczeniak będzie moim psem, będzie mi służył - więc jest normalne, że to ja, a nie jego rodzice, pies i suka, decydują o tresurze. Ale żeby tak samo z człowiekiem?

Przecież gdy w 1901 roku rząd pruski postanowił zmienić tylko język, w jakim wykładany był jeden przedmiot (religia) nie zmieniając jego treści - we Wrześni wybuchnął strajk szkolny. Dziś kolejni ministrowie zmieniają treści programów, wedle swej woli wymieniają przedmioty - a rodzice to pokornie akceptują, liżąc dobrych panów po rękach - że tak dbają o ich dzieci.

Tak robi moja suka. Ale człowiek?

Dwa lata temu w USA, w Utah, dziecko było poddane chemioterapii. Po kilku miesiącach tej nieprzyjemnej kuracji, część lekarzy twierdziła, że już wystarczy - a część, że trzeba ją jeszcze kontynuować. Na nieszczęście wśród tych ostatnich był lekarz prowadzący (który miał przecież interes w kontynuacji - bo brał za to spore pieniądze...). Rodzice mimo to zabrali dziecko ze szpitala. Efekt: ścigała ich policja - i oskarżono ich o kidnapping!!!

Cóż: dawniej "kidnappingiem" było zabranie dziecka rodzicom. Teraz dzieci są "nasze", czyli państwowe; i rodzice bezczelnie ukradli państwowe dziecko, cudzą własność!

Co zrobi farmer, gdy byk z krową wyprowadzą, łamiąc ogrodzenie, swoje cielę z zagrody, gdzie on je umieścił? Przyleje obojgu bydlakom - a cielę umieści tam, gdzie on chce.

To właśnie robią z nami ONI.

Jeśli już jesteśmy przy zwierzętach: ONI mają jeszcze inne piękne hasełko: "Zwierzęta należy traktować tak samo, jak ludzi". Piękne hasło - dopóki się nie dojrzy, że jest ono równoważne hasłu: "Ludzi należy traktować tak samo jak zwierzęta". Dziś jest "wola polityczna" by staruszkom aplikować euthanazję; przecież dokładnie to samo robi się z innymi bydlętami - czyż nie?

Ludzie: czy jeszcze jesteście ludźmi - czy tylko bydlętami?

Oczywiście: zawsze większość ludzi chciała, by się nimi opiekować - byle dobrze. Szli więc dobrowolnie pod opiekę feudałów, wisieli u klamki pańskiej - i byli zadowoleni. Jednak dopiero d***kracja spowodowała, że ta Większość narzuciła swe obyczaje reszcie. "Ja lubię, jak mnie pod przymusem szczotkują i przycinają kopyta - to niech wszystkich pod przymusem szczotkują i przycinają kopyta".

Czasem mam wrażenie że ONI testują swoje bydełko, do jakiego stopnia już zgłupiało i można zrobić z nim, co się chce. Do czego innego mogą służyć takie pomysły jak "małżeństwa homosiów"? Jednak w miarę, jak to trwa i się rozwija, zaczynam mieć przerażające podejrzenie:

ONI, dwa pokolenia wcześniej ludzie inteligentni, wychowywali swoje dzieci w tych samych szkołach - i obecnie ONI, to... również bydlęta! Durne, tępe bydlaki marzące tylko żarciu, piciu i ekscesach seksualnych.

Widać to po sprawie "globalnego ocieplenia". ONI naprawdę wydają się wierzyć, w "zagrażające nam" ocieplenie! Choć przecież nie trzeba robić badań geologicznych: wystarczy wiedzieć, że "Grenlandia" to ląd, na którym ok. 900 roku kwitły cytryny - a, jak też wiemy, Europa nie została zalana przez ocean. Trzeba też być kompletnym kretynem, by uwierzyć, że lodowce Antarktydy, ogrzane z -40°C do -35°C - zaleją nagle cały świat.

A ONI wydają się sami w to wierzyć. Nadzorcy bydła stali się głupsi od chudoby, którą się opiekują...

Piszę to - po raz któryś powtarzając te myśli - jak rozbitek, który wrzuca papier w butelce w odmęt oceanu Internetu. Przecież gdzieś jeszcze są LUDZIE! Nie jestem na świecie sam, nie wszyscy jeszcze zbydlęcieli do cna, w niektórych tli się jeszcze iskra człowieczeństwa! Zbuntujmy się, do cholery! Obalmy ten system!

Jak można godzić się na ustrój, w którym bydlęta decydują o losie ludzi? Ja nie mam nic przeciwko temu, by ktoś chciał być traktowany jak nierogacizna - czyli żyć w "państwie opiekuńczym". Ale człowiek, który nie chce decydować o własnym losie, nie powinien w głosowaniu decydować o losie innych!

Bydło niech sobie porykuje - a my musimy żyć! Bydło myśli o pełnym żłobie - my myślimy w wyprawach w Kosmos. Przyszłość Ludzkości (jeśli ma przetrwać) zależy od tego, czy zwyciężą ludzie - czy bydlęta? Czy wygra Rozum - czy Liczba?

I nie ma tu znaczenia, czy rządzi, SLD, PiS, PO czy PSL; niezależnie od tego liczba urzędników rośnie, coraz więcej przepisów ogranicza naszą wolność... Jak długo możemy to znosić?

Na szczęście ten system już jest zgniły. Nawet bydlątka zaczynają rozumieć, że rządzące nimi świnie rozpiły się, zdemoralizowały - i nie są już od nich mądrzejsze. Koniec jest bliski. Musimy się więc z'organizować, by być gotowi do stworzenia zrębów Państwa Wolności - w momencie gdy cała ta anty-europejska "Wspólnota Europejska" zacznie trzeszczeć w szwach.

To już niedługo. Zacznijmy się szykować."

Janusz Korwin Mikke

Problematyka nihilizmu, jako drogi do duchowego samounicestwienia

Friedrich Nietzsche

Problematyka nihilizmu, jako drogi do duchowego samounicestwienia

Postanowiłem zająć się jednym z głównych zagadnień filozofii Nietzsche’go, ze względu na charakter w jakim autor pisał o swoich odkryciach. Pierwsze skojarzenie związane jest z tradycją platońską, lecz tylko w kwestii stylu literackiego. Nietzsche po dłuższej obserwacji, wszystkim wyda się filozofem „faktów”, który „przedstawia”, a nie „wmawia.” Zerwał z tradycją suchego traktatu filozoficznego, swych poprzedników, na rzecz bezstronnych, obiektywnych prezentacji, nie zabarwiając treści swych dzieł gradacją na dobre, czy złe, moralnie czy etycznie poprawne, lub nie. To czytelnik ma wolność interpretacji w tej sferze, co jest niebywale bardziej uczciwe niż niemal prorocze podejście Fichtego prezentującego jedyną, słuszną - swoją rację. Czemu kojarzę Nietzschego z Platonem? Ponieważ dialogi platońskie także pozostawiały lukę dla czytelnika do interpretacji oraz podłączenia się do odpowiedniej ze stron. Choć grecy mieli w zwyczaju dodać kilka groszy od siebie w formie morałów, to i tak czytelnik miał prawo stanąć po stronie któregokolwiek z rozmówców, jeśli miał taką ochotę.

Nietzsche słynący z krytycznego oka, nie szczędził uwag pod względem człowieka, oraz istoty jaką się staje, a przy tym i chrześcijaństwa, które według filozofa, przyczyniło się do osłabienia woli jednostki, co w połączeniu z alternatywą w postaci nauki i rezygnacji z doczesnego dorobku „duchowego”, pod postacią ateizmu, czy agnostycyzmu, może otworzyć bramy umysłu dla nihilistycznej fali, z którą niewielu może dać sobie radę. Nihilizm staje się nową alternatywą, ale czy i agresorem, dla podatnego na autosugestie człowieka?

Do naturalnych ciągot ludzkiego umysłu zalicza się dążenie do zabezpieczenia stanu spokoju ducha, skutkiem czego tam gdzie dotychczasowy absolut traci swą pozycję (przykładowo w myśli ateisty) potrzebny jest następca – arbiter w sprawach zetknięcia z sytuacjami niejasnymi, lub w przypadku natknięcia się na pytanie bez odpowiedzi. Rolę taką człowiek znajduje w sumieniu, które potrafi jawić się jako głos w swoich osądach bezwzględny, wytyczając i nakazując cele, oraz zadania. Paradoksalnie, dla człowieka oddalającego się od nauk kościoła, czy wiary w ogóle, moralność dyktowana przez sumienie – moralność niejako osobista – rośnie w siłę i staje się niemalże imperatywem życia codziennego. (Po odrzuceniu Boga, moralność zajmuje miejsce wiary.)

W parze z wyparciem Boga idzie pytanie o sens „wszystkiego”, jako że wiara dotąd, dawała odpowiedź na pytania każde, a jeśli nie, to za odpowiedź starczył „fakt” istnienia absolutu, który taką wiedzę posiada, choć celowo się nią nie dzieli. Efekt ten sam – spokój ducha - odsunięcie problemu, czy jego rozwiązanie miało identyczną wartość. Niekorzystne jednak jest dla poszukującego odpowiedzi, gdy w pytaniu o sens, nie spotka się w ogóle z rozwiązaniem problemu – odkryje, że na nowym gruncie, bez zewnętrznego, wiedzącego wszystko absolutu, stanowiącego remedium na wszystkie egzystencjalne bolączki, także i niewygodne pytania, pytający nie posiada aparatu zdolnego odpowiedzieć szczerze. Wtedy człowiek-nihilista, zda sobie sprawę z trwonienia siły, oraz z własnej niemocy, przy odpowiedzi na (zdawałoby się) proste pytanie „o sens.” Miast wypoczynku i spokoju ducha, wewnętrzną niestabilność, rodzi niepewność, wstyd przed samym sobą, za lata spędzone na mamieniu siebie. Tym sposobem, nie mogąc znaleźć cienia sensu w procesach - zarówno w poszukiwaniu jak i w przemianach – nie mogąc odnaleźć celu, uzasadnienia zmian, zatracony zostaje fundament rozwoju człowieka, teraz bezpodstawny, zmieszany ze stagnacją i apatią. Tym gorzej dla stanu psychologicznego nihilisty, że automatycznie domaga się ujrzenia w otoczeniu jak i zachodzących weń procesach: systemów, schematów, organizacji, lecz ponownie zdając sobie sprawę z własnej niemocy, jest zmuszony zrezygnować z dociekań. I choć może na płaszczyźnie empirycznej poznać kształt i formę obiektów zainteresowania, to nie jest w stanie wyabstrahować z tej wiedzy czystego sensu.

Nihilizm, pobrzmiewający gdzie niegdzie utylitaryzmem, wykształtował w człowieku, potrzebę wzmocnienia siebie, na tle poczucia własnej słabości. Ot chociażby potrzeba mu systemu odpowiednich miar względem konkretnych szablonów, którymi mogą być inni ludzie, lub całe społeczeństwo. „Dobro ogółu wymaga poświęcenia jednostki” – na tle ogółu jednostka zyskuje wartość, staje się użyteczna, potrzebna, choć to jedynie skutek mamienia się. Tracąc wiarę, człowiek tworzy sztuczny szablon do którego może, a nawet musi się porównać by nie ulec całkowitemu zatraceniu, by szablon ogółu prześwitywał przez jego postać, by sam szablon mógł stać się możliwy do zmierzenia miarą jednostki, by tym samym miara jednostki zyskała wartość.

Koniec końców nihilizm prowadzi do niewiary w światy tajne, poza-obecne, uznawane za potencjalnie doskonalsze, skazując się na tułaczkę po jedynym świecie wypełniającym jednostkę goryczą i nienawiścią do siebie – świata jedynego. („Świata Stawania Się”) Choć osobiście nie mogę rzec, że ta droga całkowicie osłabia. Wręcz przeciwnie, jest trudniejsza i usiana przeszkodami, lecz te jedynie hartują. Dla przykładu, mogę przytoczyć wypowiedź marszałka Siemiona Budionnego, któremu w rozmowie przyjaciel wyznał, że „Być niewierzącym, zdawać sobie sprawę z nieobecności raju, czyśćca, czy piekła, wiedzieć, że ma się jedno jedyne życie i przezwyciężyć strach przed szarżą, jest wyczynem o wiele trudniejszy, niż gdy ma się trójcę świętą na ramieniu.” Trudno się z tym nie zgodzić, biorąc pod uwagę ile wysiłku wymaga to od nihilisty.

Nihilizm jednakże nie oznacza jednostajnej, powolnej degradacji i rezygnacji. Rodzicielski potencjał pytań jaki ze sobą wnosi może być bowiem spożytkowany w konstruktywny sposób, dając nowej perspektywy na problem „pochodzenia wiary.” (Dotąd pytanie zdające się nie mieć odpowiedzi, z racji braku alternatywnej perspektywy.) Nietzsche wykazuje, że bez względu na odebranie światu kategorii jakimi można go tłumaczyć – a to poprzez ustalenie ich bezpodstawności – nie oznacza, że w tożsamy sposób można odebrać światu wartości, (albowiem, danymi kategoriami można zmierzyć jedynie świat „urojony”) jakie są weń wnoszone czy to poprzez religię, czy poprzez rozum. Bezpodstawność dociekań człowieka o zawarcie w sobie i w rozumie miary rzeczy i wartości zostaje obnażona, gdy ten brnąc w swą naiwność, siebie obiera za sens wszystkiego, dążąc jedynie do gloryfikacji „ludzkiej hegemonii”, jej wytworów zarówno fizycznych jak i umysłowych.

By uniknąć takiej kolei rzeczy należy doprowadzić do reformacji wartości, ich przebudowy. Tutaj Nietzsche dostrzega, że na straży szczeliny, którą nihilizm „wcieka” w mentalność, stoi otwarta dowolność, lecz dowolność zupełnie inna niż w przypadku religii. W wypadku moralizmu, bez zaplecza religijnego, do nihilizmu prowadzi wewnętrzna potrzeba konstytuowania siebie i własnego rozumu, jako fundamentu dla kręgosłupa wartości. Religia tego od nas nie wymaga, wręcz odwrotnie, nawet nie zmusza – odciąga od takich ewentualności.

Tu, na nihilistów czai się największe niebezpieczeństwo, związane z „samodzierżeniem” władzy nad wartościami, w tym z możliwościami ich negacji/odrzucenia i auto-kreacji. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że zrównując wartości na jednej płaszczyźnie, nihilista może lekką ręką odtrącić wszelkie chcenia i motywacje wiążące się z istotą życia. Konsekwencja taka płynie z faktu, że dla nihilisty nieosiągalna stała się sfera, w której dotąd mógł umieszczać wartości jakie go zajmowały i odnosić je z powrotem (w postaci wzorców) do sfery w której żyje. Pozostawiając sobie jedynie sferę „egzystencji” – niemalże roślinnej – brnie w życiu bez wartości, ponieważ bez odniesienia do „niemożliwej” sfery wyższej, jego życie nie jest w stanie wartości swej zwiększyć – nie posiadając odpowiednich wzorców.

Reasumując, nihilizm w swej najbardziej radykalnej formie prowadzi do wewnętrznego wypalenia się przekonań o możliwości utrzymania istnienia najwyższych wartości, w tym i tych tyczących się podstaw egzystencji jednostki w ogóle, odbierając za razem prawo do twierdzenia, że istnieje coś poza tym, co nie podlega spekulacji, co wyłącznie fizyczne. Wszech obecny, zimny pesymizm bez miejsca na paralogiczne dywagacje, odbiera jakiekolwiek bodźce i cele, zostawiając człowieka bez wartości, choć z mocno ugruntowaną moralnością, która mało tego, że jest zaprzeczeniem wcześniej wyznawanych wartości, to jeszcze jest zaprzeczeniem motywacji do istnienia.

Trudno zatem uważać, że nihilizm to coś więcej niż długa droga do „anihilacji,” choć jako nihilista twierdzę, że niekoniecznie tak musi być.

*Na podstawie Woli mocy

Kamil B.

Koncepcja materii w filozofii Demokryta.

Koncepcja materii w filozofii Demokryta.

Demokryt z Abdery, uczeń Leucypa, żyjący w piątym wieku przed nasza erą, zdał się być jednym z pierwszych, naukowych „reformatorów” poglądu antycznej Grecji na skomplikowaną tematykę budowy świata. Wiele z jego teorii służy ludzkości do dziś, pozwalając zrozumieć zasady działające w niedostrzegalnym dla oka mikrokosmosie. Podziw dla jednego z najsłynniejszych atomistów jest tym większy, jeśli spojrzeć na jego „umysłowe” dokonanie. Wypracował jakże prawdziwą i żywą koncepcję materii, nie mając pod ręką nowoczesnych maszyn służących pomiarom, czy współczesnej wiedzy, a jedynie swój trzeźwy umysł, doświadczenie nauczycieli, oraz zdania innych filozofów, których dzieła i prace mogły służyć Demokrytowi niejako za wzór.

Demokryt wprowadza w życie koncepcję materii rozbitej w mikroskopijne, niepodzielne, pierwotne cząstki - atomy - stanowiące podstawę budulca świata. Tym maleńkim drobinom, niemożliwym do zbadania ludzkim okiem, filozof z Abdery przypisuje jednorodną jakość podkreślając odmienne formy geometryczne, oraz ich ilość, jako jedyne różnice. W mniemaniu Demokryta, istniejące w świecie rzeczy, zbudowane są z mieszanin tych właśnie pierwotnych elementów, których fuzja rodzi „stworzenie”, a rozproszenie – „śmierć”. Atomiści mieli tendencję charakteryzować atomy ze względu na ich geometryczno-mechaniczne predyspozycje, stanowiące o właściwościach atomów – jakości pierwotne - i ich możliwościach reagowania z elementami o (hipotetycznie) innych kształtach i formach. Samym reakcjom, stykaniu się atomów, a także zetknięciom zmysłów ludzkich z rzeczami odpowiadają jakości wtórne.[1]

Podobnie jak Anaksagoras i Empedokles, dla dawnych atomistów nie istniała śmierć, jak i narodziny, które są częścią życia. Znaleźć można w ich filozofii, zalążek obecnego materializmu negującego powstawanie i ginięcie. Według Demokryta, za powstawanie odpowiedzialne jest skupianie się atomów, natomiast za ginięcie, ich rozpad. Tym samym Demokryt tworzy wizję materii wiecznej, nie ginącej a jedynie zmieniającej swój stan, skupienie – materii wiecznie w ruchu. Ilość materii musi być stała, jako że nie wywodzi się ona z nicości i w nicość się nie rozpada. Można w tym momencie pokusić się o stwierdzenie, że atomiści byli w pewnym sensie najbliższymi prawdzie „filozofami przyrody”, przygotowując dla przyszłych wieków nauki gotową koncepcję, dającą się wytłumaczyć nie tylko naukowo ale i logicznie.

W koncepcji atomistów, można łatwo znaleźć naleciałości z filozofii eleackiej. Sam prekursor atomistycznego nurtu, Leucyp opierał się na naukach Zenona i Melissosa. Stąd wiele nawiązań w Demokrytejskiej wizji materii, chociażby z koncepcją sfajrosa i filozofią Empedoklesa, który podobnie patrzy na świat materialny, powstawanie i ginięcie, jak i atomiści. Wraz z Anaksagorasem, stawiał pytanie, co za „przyczyna” może stać za tym, że świat (w tym i Demokrytejskie atomy) znajduje się w ciągłym ruchu. Empedokles twierdzi, że to miłość i nienawiść poruszają światem, Anaksagoras, twierdzi, że to umysł.[2] Odpowiedzią logiczną dla atomistów i możliwą do zaakceptowania, okazuje się przyjęcie koncepcji, że atomy z natury znajdują się w wiecznym ruchu. W tej kwestii, bliżej prawdy znalazł się jednak Empedokles, co potwierdza jeden z czołowych obecnych fizyków i matematyków – Stephen Hawking – jedynie zmieniając nazwy sił (miast miłości – grawitacja, zamiast nienawiści – wielki wybuch). Według Hawkinga świat istnieje, istniał i będzie istnieć wiecznie, co zgadza się z założeniami Demokryta. Podobnie jest ze „spinem” – ruchem wirowym – jaki uczeń Leucypa uznaje za naturalny dla materii i bazowy dla utrzymania koniecznej konsystencji wszechświata. Nowożytni matematyk stwierdza, że spin cząsteczek elementarnych zachodzący w próżni jest podstawowym warunkiem do płynięcia materii przez stałą przestrzeń czasu. Hawking potwierdza także zdanie Demokryta odnośnie ułożenia atomów „masą” we wszechświecie. Poniekąd porównując antymaterię do atomistycznej materii boskiej, zauważymy analogię jaka zachodzi między olejem a wodą, która unosi lżejszą substancję na swojej powierzchni. Obecna koncepcja powstania świata, także pokrywa się z Empedoklejskim i Demokrytejskim wyobrażeniem o genezie istnienia pierwotnych części składowych. Naukowo udowodniona teoria wystawiona przez Stephena Hawkinga, głosi że od czasu wielkiego wybuchu materia rozprzestrzenia się odśrodkowo jednocześnie spinując, ściągana malejącą masą centrum, aż w końcu osiąga stan kompletnego wytracenia energii (Kosmos). Gdy odległość między wszystkimi atomami jest równa wtedy zaczyna działać siła zwrotna – grawitacja - ściągając atom do atomu i tworząc zgrupowanie o coraz większej masie, wchłaniające więcej i więcej materii (Sfajros). Tak świat i materia zapada się i rozszerza w powtarzalnych cyklach bez końca, zasysając materię, a wraz z nią przestrzeń oraz czas, by eksplodować nową, twórczą falą. Ruch między Sfajrosem i Kosmosem, dokładnie odpowiada koncepcji filozofa z Abdery.[3]

Atomiści skłonni jednak byli uwierzyć, że ruch prekosmiczny – odpowiedzialny za powstanie świata, miał charakter jak najbardziej chaotyczny i nieuporządkowany, przypominający raczej krążenie w powietrzu drobinek kurzu, widocznych w słabym świetle słonecznym.[4] Kolejnym z ruchów, ruch kosmogoniczny, odpowiedzialny za ukonstytuowanie się świata, jest ruchem wirowym, spowodowanym gromadzeniem się atomów o różnej masie i kształcie w osobne skupiska. Cięższe atomy, zgodnie z zasadami grawitacji, zajmują wewnętrzną pozycję w skupisku, a lżejsze opływają „rdzeń” obrzeżami. Tym samym atomiści sankcjonują ruch już uformowanego świata, w którym atomy co jakiś czas oddzielają się od skupisk i zmieniają miejsca „wirowania”, niekiedy pociągając za sobą rozbicie całej gromady i połączenie w nową grupę podstawowych elementów.[5]

Demokryt był także pierwszą osobą, która postarała się w logiczny sposób wyjaśnić istnienie próżni jako pustki, wolnej od materii, a za razem będącej tej materii nieograniczonym nośnikiem. Trudno było mu się przebić przez falę krytyki, gdyż ówczesnym Grekom, a szczególnie filozofom podejmującym zeń polemikę, nie łatwo było zaakceptować istnienie rzeczy, która z pewnego punktu widzenia nie istnieje. Błędem okazało się rozpatrzenie próżni, jako platońskiego „niebytu”, albowiem dla Demokryta i atomistów próżnia jest przestrzenią, integralną częścią świata, w której poszczególne atomy przemieszczają się, podczas gdy „niebyt” jako taki nie ma racjonalnych podstaw dla istnienia w ogóle.[6]

Zasada pluralizmu, którą wystosowali atomiści pozwoliła na logiczne usprawiedliwienie teorii o nieskończonej ilości atomów we wszechświecie, a co za tym idzie i nieskończonej ilości światów. Zasada niezwykle prosta i skuteczna. „Skoro coś jest „jedno” we wszechświecie, to jest i „drugie”. A skoro są „dwa”, niemądrze jest zakładać, że nie będzie ich więcej.” I tak samo jak światów jest wiele, niczym atomów, tak światy ulegają tym samym procesom, co zgrupowania materii, zbijając się, istniejąc, rozpadając i mieszając na nowo w nieskończoność.

Demokrytejskie przeświadczenie, że świat jest dziełem przypadku, było jednym z fundamentów późniejszej Teorii Chaosu. Według Leucypa i jego ucznia świat jest rezultatem jakiejś przyczyny, ale w przeciwieństwie do Arystotelesa, nie wierzą żeby przyczyna istnienia świata była jakimś odgórnym celem, sama w sobie. Przypadek to przyczyna bezcelowa, konstytuująca istnienie świata, ale nie ciągnąca za sobą całej gamy nielogicznych aspektów i konsekwencji, czy rezultatów samego faktu „bytu” świata, a tym samym niezniszczalnej materii. Twierdząc, że świat ma cel w swym istnieniu można założyć, że osiągnąwszy pewne wyznaczalne granice, hipotetyczną „metę”, ulegnie zmianie, modyfikacji, transformacji, czy obierze nowy cel. To wiązałoby się naturalnie ze zmianą podstawowych jakości materii, tak samo pierwotnych jak i wtórnych, co pociągnęłoby za sobą nieoczekiwane skutki. Przyjmując, że atomy są niepodzielne i niezniszczalne, nie można zakładać, że są zmienne. Gdyby jednak były zmienne ich jakości nie byłyby trwałe. Skoro są niepodzielne i niezniszczalne, a ich jakości niezmienne, to nie mogą ulegać żadnym modyfikacjom. Reasumując, przyczyna istnienia świata nie może mieć celu, ponieważ ten nigdy nie zostałby osiągnięty i spełniony, skoro materia rządzi się nienaruszalnymi, stałymi prawami.[7]

Atomiści co prawda nie zaprzeczali istnieniu „przyczyny celowej”, albowiem musiały minąć jeszcze całe lata, zanim koncepcję takiej przyczyny wysunięto. Można jedynie stwierdzić, że wyprzedzili swoich późniejszych konkurentów racjonalnymi argumentami, zabezpieczając się przed arystotelesowską polemiką – przynajmniej z punktu widzenia nowożytnego człowieka.

Jakby nie patrzeć, analiza filozofii atomistów i samo spojrzenie Demokryta na materię, nie obejdzie się bez zgrzytów, czy nieporozumień, a te ujawnią się ze szczególną natarczywością, gdy wielcy mistrzowie dawnej filozofii wezmą pod lupę tematy dotyczące ludzkich organizmów, duszy, wierzeń, czy ogólnie rzecz ujmując „metafizyki”. Prawdą jest, że ciało ludzkie, od którego należy rozpocząć trudną podróż poznania, powstało jak wszystkie inne rzeczy z połączenia atomów. Dusza – jeśli zakładać, że istnieje – nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Jako to, co nadaje ciału ruch, jest zbudowana z materii innej, bardziej doskonałej (atomom tej materii przypisano kształt kul – najbardziej zbliżony do ideału kształt geometryczny), ulotnej i delikatnej, egzystującej w ścisłej symbiozie z ciałem na zasadzie ognia, karmiącego się drewnem. Stąd też taką naturę przypisano materii „duchowej”, która - według Demokryta – rozpływa się po całym ciele. Zważywszy na swoją delikatność, materia duszy może ciało opuścić, jak płomień opuszcza polano, gdy to się ostatecznie wypali i nie jest w stanie dłużej karmić ognia. Utrzymywanie (ognistych) atomów duszy w organizmie, według atomistów, jest możliwe dzięki oddychaniu, umożliwiającemu ponowne wchłanianie ulatniających się cząstek. Gdy oddychanie ustępuje, ciało nie jest w stanie zbierać z otoczenia elementów duszy, co za tym idzie następuje rozpad i śmierć. Reasumując dusza ma takie same właściwości, (w tym słabości) co i ciało a to oznacza, że nie jest od ciała w żaden sposób „lepsza”, czy „wyższa”.[8]

Demokryt stara się jednak bronić pozycji atomów duszy, twierdząc, że choć ich jakość jest niezmienna, jak i innych atomów, to tylko dzięki nim człowiek jest w stanie doświadczyć „boskich” odczuć i przepełnić się uczuciami, podczas gdy zmysły (materia organiczna – cielesna) dostarczają jedynie wolnych, zdezorganizowanych bodźców do subiektywnej interpretacji, nigdy nie będących zgodnych z naturą „człowieka”, a jedynie z naturą ciała. Troska o materię duszy staje się według Demokryta czymś więcej niż obowiązkiem, ale i drogą do pełni szczęścia, sposobem na udoskonalenie. Dbając o szczęście duszy, szczęśliwe będzie i całe ciało, a dbając o szczęście ciała – zaspokajając żądze, pragnienia, głodu pychy, sławy, czy bogactwa – nie jesteśmy w stanie uszczęśliwić duszy w większym stopniu, niż wymuszoną ułudą. Jest to jeden z dowodów Demokryta na wyższość materii duchowej (zwanej boską) nad materią organiczną.

Tak samo jak atomy boskiej materii uchodzą z ciała, atomista z Abdery tłumaczy poznanie otoczenia człowieka, w którym rzeczy materialne emitują strumienie atomów, wchodzące w kontakt ze zmysłami. Jeśli atomy zawarte w podmiocie badania wejdą w reakcję z podobnymi im atomami w ciele obserwatora opatrzonego zmysłami, na zasadzie Empedoklesa („Podobne, na podobne działa.”) zachodzi faktyczne poznanie zmysłowe.[9]

Demokryt doszedł w pewnym sensie do punktu krytycznego, gdzie stanął przed trudnym dylematem kategoryzacji poznania na rozumne i zmysłowe, przypisując im wartości i w pewnym sensie dzieląc na doskonalsze, oraz gorsze. Trzymając się twardo ścieżki naturalizmu, jaką stąpał, musiał prędzej czy później dojść do wniosku, godząc się poniekąd z Platonem, że jedynie poznanie rozumne, prowadzi do faktycznego odnalezienia prawdy o przedmiocie badania. Niejako dostarczył sobie kolejnego dowodu na koegzystencję materii duchowej i organicznej w istocie ludzkiej, co za tym idzie silnego oddziaływania obu substancji wzajemnie na siebie.

„Mniemaniem słodkie, mniemaniem gorzkie, mniemaniem ciepło, mniemaniem zimno, mniemaniem barwa; prawdą atomy i próżnia.”[10]

Z powyższej wypowiedzi Demokryta, odnoszącej się do tematu poznania, można wywnioskować, że to co odczuwają zmysły, i to jakich informacji nam dostarczają, to jedynie skrawki rzeczywistości, zinterpretowane na podstawie potrzeby chwili, subiektywnej (wypracowanej) opinii, zewnętrznego wpływu (nauki), lub wyobraźni. Zmysły prowadzą niechybnie do niejednolitych skutków, rozum natomiast do niezmiennych stałych prawd.

„W rzeczywistości nie poznajemy niczego pewnego, lecz tylko to co się zmienia zgodnie z usposobieniem naszego ciała, jak również zgodnie z odpływem i oporem atomów.”[11]

Demokryt to bez wątpienia jeden z ważniejszych filozofów, przynajmniej z mojego, osobistego punktu widzenia. Nie dla tego, że odkrył naturę atomów najbliższą rzeczywistości, zawierając swe pomysły w koncepcji materii. Raczej dlatego, że jako filozof najbliższy prawdzie (choć nie całkowicie) położył świetny punkt podparcia dla lunety dziejów, przez którą obecni badacze antycznej filozofii mogą dojrzeć kontrast między wizjaą świata bliską prawdzie i całej rzeszy konkurentów, głowiących się jak tą prawdą zatrząść, jak ją podważyć. Platon, być może nie lubił Demokryta, a być może bał się podjąć polemiki z prostymi, acz bardzo racjonalnymi zasadami, jakie atomista z Abdery postulował. Arystoteles z kolei, walcząc obnaża swoje słabości jako filozof. Można się kłócić, który z mistrzów ma rację, ale dzięki zestawieniu tych jakże jaskrawych i różnokolorowych wyobrażeń świata realnego, na pewno łatwiej jest nam poznać te wielkie osobistości i ocenić je na swój subiektywny sposób... choć, może tu pola winniśmy ustąpić psychologom.

[1] – Stefan Śnieżawski, Dzieje europejskiej filozofii klasycznej, PWN Warszawa 2004 s.51-54

[2] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.173-175

[3] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.175-176

[4] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.179

[5] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.197

[6] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.192

[7] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.199

[8] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.199-200

[9] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, KUL Lublin 2000 s.200-202

[10] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, Sekstus Empiryk Fragment 9 i 11 s.201

[11] – Giovanni Reale, Historia Filozofii Starożytnej Tom I, Sekstus Empiryk Fragment 9 i 11 s.201

Literatura dodatkowa:

Stephen Hawking, Krótka Historia Czasu, Zysk i S-ka, Styczeń 1996

Stephen Hawking, Teoria Wszystkiego, Zysk i S-ka, Lipiec 2003

Diogenes Lartios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów PWN Warszawa 2004

Władysław Tatarkiewicz, Historia Filozofii Tom I, PWN Warszawa 2002

Giovanni Reale, Myśl Starożytna, KUL Lublin 2003.

Kamil B.

sobota, 1 września 2007

Poczty Władców Starego Państwa

W Starym Państwie od lat rządy sprawowały liczne wysokie rody co swe korzenie wywodzą z czasów tak dawnych, że mało która z ksiąg raczyła przetrwać do dni obecnych. Kiedy nawet z kamienia zdarły się imiona pierwszych wodzów, pamięć o ich czynach żyła wciąż w historiach, legendach, czy zapisach potomnych. Linie powstawały i gasły odkąd znane jest pismo, prawo oraz wiara i odkąd stare Państwo zjednoczone zostało, oświecone boskim miłosierdziem, koronę noszono nie tylko jako symbol władzy, ale i boskiego przyzwolenia – błogosławieństwa.

Tak w najstarszych zapisach jasno postawiono, że ta część dziewiczych lądów zwać się winna „Zadra”, czyli „Żywość” w języku zapomnianym, w języku synów Meheliasza. Lądy owe - od pustyni zachodu po przesmyk gór wschodu, oraz od pustyni południa, po wieczne lasy północy - rzekomo sam prorok powierzył w sąd jednego ze swoich synów, który wysłuchawszy rady starszyzn, braci swych od krwi i od boju, miał wybrać opiekuna, piastuna nad ludy i namaścić go jako tego, któremu dana będzie moc spuszczania swej władzy wedle uznania na zasłużonych bądź na ród swój, jeśli taka będzie po temu wola.

Epoka Zadry („Zadrates”) lata od dnia objawionego 0 - 627

Roku szesnastego od zjednoczenia ziem ludzkich obrano nad rewir Zadry pierwszego z władców, którego moc i władza roztaczały się na wszech okazanych mu ziemiach.

Zeń wywiodła się pierwsza na tych terenach dynastia - linia Rasgonów.

Wojnowodzowie, Hospodarze Rasgońscy

lata 16-42 – Budwidas z Roitzogroda – Gospodarz Roitzki

lata 42-53 – Siodlikwoj (drugi syn wyżej wymienionego)

lata 54-76 – Bolko (kuzyn w.w.) - Komes na Zaprzeniu

lata 77-91 – Rugwasz (syn w.w.)

lata 92-114 – Gniewko z Mondreszkowa (kuzyn w.w.) – Gospodarz Roitzki i Mondreiski

lata 114-139 – Sulisław (syn w.w.)

lata 140-166 – Skirgaiła (syn w.w.)

lata 167-185 – Zyndrunas „Siwy” (stryj w.w.) – Gospodarz Liszajski

lata 185-201 – Mściwoj (syn w.w.) – Gospodarz Roitzki, Mondrejski i Liszajski

Wielcy Kniaziowie Rasgońscy

lata 202-219 – Chwalimir „Pokutnik” (syn Mściwoja) – Kniaź Ziemi Zagańskiej

lata 219-244 – Bolesław (trzeci syn w.w.)

lata 245-258 – Drogowit (syn w.w.)

lata 258-270 – Kilian (kuzyn w.w.)

lata 270-272 – Cedmon (wuj w.w.) – Kniaź Ziemi Linżarskiej

lata 273-291 – Alwin „Bogobojny” (syn w.w.) – Kniaź Ziemi Zagańskiej i Linżarskiej

lata 292-327 – Gostomysł (syn w.w.)

lata 327-341 – Bolesław II „Szczery” (syn w.w.)

lata 342-455 – Joakimos (syn w.w.)

lata 456-469 – Ingwar (syn w.w.)

lata 469-491 – Kanut „Kulawy” (syn w.w.)

lata 491-498 – Wunibald (brat w.w.)

lata 499-510 – Wacław Zenobius „Zdobywca” (kuzyn w.w.)

***

Królowie Rasgońscy na Zadrze

lata 513-547 – Bogumił (syn Wacława) – Wielki Król na koronę Królestwa Zadraty (Raves Magan ir capitum Zadrates Revaz)

lata 548-562 – Zygfryd (syn w.w.)

lata 562-588 – Zbigniew (syn w.w.)

lata 589-606 – Henryk Konstanty „Wielki” (syn w.w.)

lata 606-627 – Ludwig „Reformator” (syn w.w.)

Epoka Cesarstwa Zaudranu („Andbäge Zaudringess”) lata d.o. 627-1523

Za czasów panowania Ludwika, ostatniego króla, w kraj wkradł się chaos powodowany rozrastającą się biurokracją, oraz działaniem frywolnych magów, którzy bez zwierzchnictwa kościoła, poczęli wspierać liczne pomniejsze szlacheckie rody w drodze do władzy. W ogniu kolejnych czterech lat wojen obalono ród Rasgonów, a oczy zwrócono ku rodom z dalekiego wschodu, które w wiek niestabilnych rządów przybyły na ziemie Zadry wraz z pojemnym portfelem oraz nowym obyczajem sprawowania władzy.

Były to Rody: Offenbach, Vian, Riddershaft, Karreus, de’Silva, Reuzklar, Misseraux, Haas, oraz Gassenheim

Wielkie rody, zdobywszy odpowiednią pozycję rozdzieliły między siebie lądy. Viańczykom spadły żyzne tereny zachodnie. Riddershaftom, oraz de’Silvom oddano srogie doliny Kasaimu. Hassom i Karreusom oddano wykarczowaną część Dolfe. Reuzklarowie, jak i Misseraux zajęli się południem na własną modłę, podczas gdy Gassenhaimom oddano władanie stepy północy. Offenbachowie zaś władali centralnym skrawkiem ziemi.

Według panującego porozumienia, Cesarza – patrona ziem – wybierano spośród władających rodów na drodze elekcji. W skład kapituły wybierającej Cesarza wchodziły ongiś głowy każdej z linii, a seniorzy najczęściej ofiarowali na tron siebie, lub swych potomnych „łatwych w utrzymaniu”.

Wielcy Cesarze Elekci

lata 632-659 – Henryk Mikołaj Offenbach

lata 659-686 – Karol Viańczyk

lata 686-714 – Gregor van Haas

lata 715-753 – Zygmunt Offenbach

lata 753-789 – Henryk II „Łaskawy“ Offenbach (syn w.w.)

lata 789-822 – Karol August II Viańczyk

lata 823-856 – Juan Josse de’Silva (zamordowany – rozbicie rodu de’Silva)

lata 856-867 – Godryk Van’Haas „Gniewny” (Za jego wstawiennictwem, Kardynał ekskomunikuje Riddershaftów, podejrzanych o zamach na poprzedniego cesarza. Viańczycy kupują Kassaim.)

lata 867-891 – Karol III Viańczyk

lata 892-927 – Malwina Viańska (córka w.w.)

lata 927-933 – Zygmunt II „Sędziwy” Offenbach

lata 933-960 – Henryk III Offenbach (siostrzeniec w.w.)

lata 961-998 – Judyta Viańska

lata 998-1025 – Zygmunt III Offenbach

lata 1025-1052 – Hugon „Cichy“ Misseraux

lata 1052-1094 – Zygmunt Andrzej IV Offenbach

lata 1094-1142 – Ludwik “Słaby” Viański

1131-1141 Bunt na Kasaimie. W wyniku rewolty Kasaim ogłasza niepodległość odrzucając władzę cesarską.

lata 1142-1177 – Baldwin Van’Haas „Mocny”/„Adwokat Boga” – Pierwszy Rycerz, Najwyższy Komtur, Wielki Mistrz Zakonu „Boskich Znaków”(„Al Runis Deis”)

Baldwin rezygnuje z korony cesarskiej w roku 1177 oddając swoje ziemie jako lenno pod władztwo Kardynała, który tworzy nań państwo kościelne i obsadza przy wiekuistych sterach ród van Hassów.

1184 – Narodziny Deirunu

lata 1180-1253 – Zygmunt V Offenbach

lata 1253-1286 – Wiktoria Adelajda Viańska

lata 1286-1313 – Zygmunt August VI Offenbach

lata 1314-1360 – Henryk IV „Mądry“ Offenbach (syn w.w.)

lata 1360-1361 – Władysław „Samozwaniec” Gassenheim (obalony)

lata 1361-1397 – Zygmunt VII Offenbach

lata 1398-1432 – Gustaw Viańczyk

lata 1432-1475 – Zygmunt Mikołaj VIII

lata 1475-1503 – Eleonora Viańska

1502 rok – Cesarzowa Eleonora postanawia przenieść stolicę do Viamary, co nie spotyka się z poparciem pozostałych rodów.

Wchodząc w sojusz z Deirunem podnosi dłoń na „Koronę”.

1503-1519 – Trwa długa i wyniszczająca wojna sukcesyjna, kontynuowana przez rody Viańskie i synów Eleonory. Żadna ze stron nie odnosi sukcesu. Jest to także okres braku władzy i chaosu w osamotnionym Zaudranie.

1517 – Proklamacja powstania Cesarstwa Vian

lata 1521-1523 – Kazimierz Reuzklar „Dzielny” – Wielki Marszałek Koronny

***

Epoka Rozbicia („Cive Remotas”) lata d.o. 1523-2099

Ostatni Cesarz Elekt został wybrany na stanowisko po dzielnym zwycięstwie nad zjednoczonymi siłami Vianu i Deirunu. Siły Vianu odparł, zyskując odrobinę ziem, Deirunowi zaś odstępując pola. Nie długo jednak żył, a bez niego Zaudran popadł w zadumę: Co dalej? – Zadawano pytanie, bowiem rodów elekcyjnych zabrakło i nie miał kto wybierać nowych władców.

Nazywa się ową epokę - Epoką Rozbicia, ponieważ po licznych swarach i waśniach zamiast jednego, trwałego państwa, na mapach ostały się cztery poróżnione ze sobą mocarstwa marzące o dominacji nad resztą.

Była to krwawa epoka pełna bratobójczych wojen, rewolt i buntów, dla niektórych upadku kultury, dla innych epoka wielkich możliwości, rozkwitu i zwrotu.

Ze wschodu napływają nowe pomniejsze rody, podczas gdy stare szlacheckie linie odchodzą w niepamięć. Mało kto pamięta rody Rasgonów, Stołypian, czy Grawinów. Teraz ludzie wschodu wiedli prym.

Jest to epoka, od której poczty władców każdej z nacji należy rozpatrywać z osobna.

Cesarze Zaudranu

lata 1530-1572 – Zygmunt IX Offenbach

lata 1572-1606 – Stefan „Gawroński” Reuzklar

lata 1606-1645 – Fryderyk Brunon Reuzklar (syn w.w.)

lata 1645-1691 – Jonatan Misseraux

lata 1691-1740 – Szymon „Nędznik” Misseraux (kuzyn w.w.)

lata 1741-1789 – Emanuel Misseraux (syn w.w.)

lata 1789-1827 – Fryderyk II Reuzklar

1820 – „Unia Salonowa” – Cichy pakt między rodami Reuzklar i Misseraux, mający na celu rozbicie Offenbachów na drodze aranżowanych mariaży, interesów ekonomicznych, oraz skrytych ataków.

lata 1827-1874 – Jakub Misseraux

lata 1874-1911 – Kazimierz Bogdan II Reuzklar

lata 1912-1963 – Stanisław Gustaw Reuzklar (syn w.w.)

lata 1963-2009 – Dawid „Ślepy” Misseraux

lata 2009-2044 – Jacques Misseraux (syn w.w.)

lata 2044-2099 – Witold Georgi Reuzklar

Epoka Jednorodu, Nowy Zaudran (“Zaudringess Nev”) lata d.o. 2099-czasy obecne

Starając się rozbić ród Offenbachów, dwa silne fronty Misseraux, oraz Reuzklar toczyły długie wojny z przeróżnymi sąsiadami. Czy to z Vianem, czy to z Deirunem, zdobywając za każdym razem kilka bozmat terenu z jednej strony, z drugiej zaś tracąc. Im dłużej trzymali Offenbachów z dala od sterów, tym gorszego wizerunku sobie przysparzali. Lud, magnateria i stara szlachta, zaczęła postrzegać oba rody jako awanturnicze, nieudolne i wojno-lube.

Offenbachowie są jednak zbyt słabi i zbyt rozbici, temu też wiążą się krwią ze słabym, acz nieznanym rodem Ostrindów, którzy jako nieskorumpowani, pełni wigoru i zapału do pracy, a przede wszystkim, nie postrzegani jako groźni, z łatwością zostali wciągnięci na szczyty władzy, jako nadzieja dla upadającego państwa.

Z biegiem lat Ostrindowie wchłonęli Offenbachów, przynosząc względną stabilizację

Cesarze Dynastii Ostrind

lata 2103-2155 – Zygmunt X „Krwawy” Offenbach-Ostrind – Przypisuje się mu wymordowanie rodów Reuzklar i Misseraux

lata 2155-2191 – Albert Ostrind (kuzyn w.w.)

lata 2191-2238 – Eryk „Wschodni” (syn w.w.)

lata 2238-2271 – Józef Gustaw (syn w.w.)

lata 2271-2281 – Henryk Gustaw V (brat w.w.)

lata 2281-2330 – Zygmunt Henryk XI (syn w.w.)

lata 2330-2339 – Dagmara Luiza (siostra w.w.)

lata 2339-2392 – Zygmunt Ryszard XII (bratanek w.w.)

lata 2392-2447 – Lambert „Wysoki” (syn w.w.)

lata 2448-2502 – Leopold Ostrind-de’Elpss (mąż córki Lamberta Ostrinda)

lata 2502-2543 – Ksawery Florentyn Ostrind (kuzyn w.w.)

lata 2543-2599 – Maksymilian Modest Ostrind (syn w.w.)

lata 2599-2635 – Zygmunt Wiktor XIII (syn w.w.)

lata 2636-2671 – Ferdynand Ostrind (syn w.w.)

lata 2671-2702 – Fryderyk „Biały” (syn w.w.)

lata 2702-2756 – Alwin Ostrind (syn w.w.)

lata 2756-2770 – Agata Luiza (córka w.w.)

lata 2770-2814 – Aleksander „Popędliwy” (syn w.w.)

lata 2814-2866 – Aleksander Mikołaj II (syn w.w.)

lata 2867-2905 – Ferdynand Edward II (syn w.w.)

lata 2905-2949 – Ryszard „Prawy” Ostrind (siostrzeniec w.w.)

lata 2949-3001 – Zygmunt XIV „Wieczny” (syn w.w.)

lata 3001-3036 – Klemens „Wstydliwy” (wnuk w.w.)

lata 3036-3082 – Henryk VI (syn w.w.)

lata 3082-3105 – Józef Remigiusz „Dobry” Ostrind (syn w.w.)

lata 3105-... – Ferdynand Józef III Ostrind (syn w.w.) – Aktualnie panujący cesarz.

***

Epoka Wielkich Mistrzów Deirunu („Gerdpatr ab Runis Dei Captia”) lata d.o. 1184-czasy obecne

Baldwin Van’Haas – ojciec państwa kościelnego, Deirunu, uważany był za pierwszego z mistrzów zakonnych i jest to prawda, aczkolwiek dopiero po jakimś czasie Deirun stał się tym czym jest do dziś – zakonem paladynów. Wielebny Baldwin obrócił zakon z mniszego, wędrownego ugrupowania w silny związek o charakterze militarnym. Odszedł ze świata żywych zanim Kardynał nadał zakonowi święcenia paladyńskie.

Wielkiego Mistrza wybierała kapituła generalna zakonu, składająca się z przedstawicieli organów zarządzających podzespołami wykonawczymi.

Liczebność rycerzy i sług zakonu utrzymuje się w tej samej liczbie odkąd zakon założono. Na czele naturalnie stoją paladyni na funkcjach: Wielkiego Mistrza, Wielkiego Komtura Deirunu, Wielkiego Marszałka, Wielkiego Szpitalnika, Wielkiego Skarbnika, Wielkiego Mincerza, oraz Wielkiego Szafarza.

Pod nimi znajdują się Rycerze Zakonni Ślubowani: Priorzy (Namiestnicy prowincji), Kapelani, Urzędnicy, Hetmani i Generałowie

Im podlegają Rycerze Zakonni Nie-ślubowani: Rycerstwo zakonne bez święceń kapłańskich, a ze święceniami mniszymi.

Niżej w hierarchii stoją: Familiarzy(Rycerstwo wybranieckie), Bracia Zakonni, Siostry Zakonne.

Odnośnie wyżej wymienionych, każda Deiruńska rodzina ma obowiązek oddać jednego syna na Familiara w służbie zakonu, bądź dwóch synów na funkcje Braci Zakonnych, lub dwie córki na funkcje Sióstr Zakonnych.

Wielcy Mistrzowie Zakonu Boskich Znaków

lata 1184-1264 – Heinrich Van’Haas (nominacja z pozycji Wielkiego Marszałka)

lata 1264-1344 – Burkhard von Marze (n.p. Wielkiego Komtura)

lata 1344-1424 – Gottfried Van’Haas (n.p. Wielkiego Marszałka)

lata 1424-1504 – Karl de Karreus (n.p. Wielkiego Szafarza)

lata 1504-1584 – Ulrich z Khooln (n.p. Wielkiego Komtura)

lata 1584-1664 – Albrecht Van’Haas (n.p. Wielkiego Marszałka)

lata 1664-1744 – Gerhard Van’Haas (n.p. Wielkiego Szpitalnika)

lata 1744-1824 – Gerhard Van’Haas (ponownie wybrany)

lata 1824-1904 – Albrecht Van’Haas (n.p. Wielkiego Marszałka)

lata 1904-1984 – Dietrich „Świątobliwy” (np. Wielkiego Komtura)

lata 1984-2064 – Gunther Van’Haas (n.p. Wielkiego Mincerza)

lata 2064-2144 – Albrecht Van’Haas (n.p. Wielkiego Marszałka)

lata 2144-2224 – Gerhard Van’Haas (n.p. Wielkiego Szpitalnika)

lata 2224-2304 – Wilhelm Van’Haas (n.p. Wielkiego Szafarza)

lata 2304-2384 – Wilhelm Van’Haas (ponownie wybrany)

lata 2384-2464 – Albrecht Van’Haas (n.p. Wielkiego Skarbnika)

lata 2464-2544 – Wilhelm Van’Haas (n.p. Wielkiego Marszałka)

lata 2544-2624 – Wilhelm Van’Haas (ponownie wybrany)

lata 2624-2704 – Wilhelm Van’Haas (ponownie wybrany)

lata 2704-2784 – Wilhelm Van’Haas (ponownie wybrany)

lata 2784-2864 – Johann de Karreus (n.p. Wielkiego Komtura)

lata 2864-2944 – Erasmus von Vill (n.p. Wielkiego Szpitalnika)

lata 2944-3024 – Wilhelm Van’Haas (n.p. Wielkiego Marszałka)

lata 3024-3104 – Johann de Karreus (n.p. Wielkiego Skarbnika)

lata 3104-... – Wilhelm Van’Haas (n.p. Wielkiego Komtura) – Aktualny Wielki Mistrz Zakonu Boskich Znaków

***

Epoka Cesarzy Viańskich („En Viana Raban”) lata d.o. 1517-czasy obecne

Po oddzieleniu się Vianu i ogłoszeniu niepodległości, synowie Eleonory Viańskiej toczyli jeszcze wojny z Zaudranem, choć nie byli dobrze wyszkoleni w wojennym rzemiośle, a ponadto ich często krzyżujące się komendy wprowadzały więcej nieładu, niż Zaudrańskie bezkrólewie. Vian nie posiadał wykwalifikowanych oficerów, którzy wypowiedzieli wierność Eleonorze i obstając przy starych rodach, poprzysięgli utopić Vian we krwi... Gdyby nie ingerencja Deirunu, zapewne udałoby się ów zamiar zrealizować.

Vian to stosunkowo małe państwo z wielkimi marzeniami, stąd wciąż złudne marzenia o byciu „pełnowartościowym cesarstwem”. Vian to jednak żyzne ziemie – spichlerz dawnego Zaudranu, bez niego Stare Cesarstwo zubożało, co zmusiło wszystkie strony do zaprzestania wojen i nawiązania porozumień handlowych. (Naturalnie, do czasu...)

Cesarze Dynastii Vian

lata 1521-1564 – Karol IV Vian

lata 1564-1572 – Antoine Vian (brat w.w.)

lata 1572-1611 – Gilles Vian (syn w.w.)

lata 1611-1661 – Amelie Jacqueline „Pobłażliwa“ (córka w.w.)

lata 1662-1704 – Ludwig August (syn w.w.)

lata 1704-1749 – Nicolas Vian (syn w.w.)

lata 1749-1790 – Karol Ludwig V „Niski” (siostrzeniec w.w.)

lata 1790-1796 – Filip „Niewinny” (syn w.w.)

lata 1796-1800 – Zofia Riońska (matka w.w.)

lata 1800-1844 – Filip II „Nieczuły” (drugi syn w.w.)

lata 1844-1897 – Karol Dominik VI Viamarski (syn wujka Filipa II)

lata 1897-1953 – Frederick Albert Vian (syn w.w.)

lata 1953-2001 – Eleonora II (córka w.w.)

lata 2001-2048 – Sabina „Piękna” (córka w.w.)

lata 2048-2105 – Dominik Viańczyk (syn w.w.)

lata 2106-2143 – Fabian Horacjusz (syn w.w.)

lata 2143-2193 – Dominik II (bratanek w.w.)

lata 2193-2232 – Regina Silbejska (żona syna w.w.)

lata 2232-2297 – Eleonora III (córka w.w.)

lata 2297-2345 – Karol VII (syn w.w.)

lata 2345-2399 – Karol VIII „Śmiały” (syn w.w.)

lata 2399-2449 – Augustus Horacjusz (trzeci syn w.w.)

lata 2449-2500 – Aureli Albin Rioński (siostrzeniec w.w.)

lata 2500-2536 – Zofia Karolina II Riońska (córka w.w.)

lata 2536-2577 – Karol IX Viańczyk (syn w.w.)

lata 2577-2613 – Dominik III (syn w.w.)

lata 2613-2678 – Amadeusz Emil Silbejski (mąż córki w.w.)

lata 2678-2720 – Florentyn Horacjusz (syn w.w.)

lata 2720-2781 – Karol X (kuzyn syna w.w.)

lata 2781-2838 – Karol Ludwig XI Viamarski (syn w.w.)

lata 2838-2890 – Beata Viamarska (córka w.w.)

lata 2891-2944 – Arkadiusz Emil (syn w.w.)

lata 2944-2981 – Karol Nestor XII „Chciwy” (syn w.w.)

lata 2981-3022 – Beata II Vian (córka w.w.)

lata 3022-3096 – Dominik IV Vian (syn w.w.)

lata 3096-3134 – Augustus Vian (syn w.w.)

lata 3134-... – Sara Vian (córka w.w.) – Na uchodźstwie.