Klip

środa, 19 września 2007

Problematyka nihilizmu, jako drogi do duchowego samounicestwienia

Friedrich Nietzsche

Problematyka nihilizmu, jako drogi do duchowego samounicestwienia

Postanowiłem zająć się jednym z głównych zagadnień filozofii Nietzsche’go, ze względu na charakter w jakim autor pisał o swoich odkryciach. Pierwsze skojarzenie związane jest z tradycją platońską, lecz tylko w kwestii stylu literackiego. Nietzsche po dłuższej obserwacji, wszystkim wyda się filozofem „faktów”, który „przedstawia”, a nie „wmawia.” Zerwał z tradycją suchego traktatu filozoficznego, swych poprzedników, na rzecz bezstronnych, obiektywnych prezentacji, nie zabarwiając treści swych dzieł gradacją na dobre, czy złe, moralnie czy etycznie poprawne, lub nie. To czytelnik ma wolność interpretacji w tej sferze, co jest niebywale bardziej uczciwe niż niemal prorocze podejście Fichtego prezentującego jedyną, słuszną - swoją rację. Czemu kojarzę Nietzschego z Platonem? Ponieważ dialogi platońskie także pozostawiały lukę dla czytelnika do interpretacji oraz podłączenia się do odpowiedniej ze stron. Choć grecy mieli w zwyczaju dodać kilka groszy od siebie w formie morałów, to i tak czytelnik miał prawo stanąć po stronie któregokolwiek z rozmówców, jeśli miał taką ochotę.

Nietzsche słynący z krytycznego oka, nie szczędził uwag pod względem człowieka, oraz istoty jaką się staje, a przy tym i chrześcijaństwa, które według filozofa, przyczyniło się do osłabienia woli jednostki, co w połączeniu z alternatywą w postaci nauki i rezygnacji z doczesnego dorobku „duchowego”, pod postacią ateizmu, czy agnostycyzmu, może otworzyć bramy umysłu dla nihilistycznej fali, z którą niewielu może dać sobie radę. Nihilizm staje się nową alternatywą, ale czy i agresorem, dla podatnego na autosugestie człowieka?

Do naturalnych ciągot ludzkiego umysłu zalicza się dążenie do zabezpieczenia stanu spokoju ducha, skutkiem czego tam gdzie dotychczasowy absolut traci swą pozycję (przykładowo w myśli ateisty) potrzebny jest następca – arbiter w sprawach zetknięcia z sytuacjami niejasnymi, lub w przypadku natknięcia się na pytanie bez odpowiedzi. Rolę taką człowiek znajduje w sumieniu, które potrafi jawić się jako głos w swoich osądach bezwzględny, wytyczając i nakazując cele, oraz zadania. Paradoksalnie, dla człowieka oddalającego się od nauk kościoła, czy wiary w ogóle, moralność dyktowana przez sumienie – moralność niejako osobista – rośnie w siłę i staje się niemalże imperatywem życia codziennego. (Po odrzuceniu Boga, moralność zajmuje miejsce wiary.)

W parze z wyparciem Boga idzie pytanie o sens „wszystkiego”, jako że wiara dotąd, dawała odpowiedź na pytania każde, a jeśli nie, to za odpowiedź starczył „fakt” istnienia absolutu, który taką wiedzę posiada, choć celowo się nią nie dzieli. Efekt ten sam – spokój ducha - odsunięcie problemu, czy jego rozwiązanie miało identyczną wartość. Niekorzystne jednak jest dla poszukującego odpowiedzi, gdy w pytaniu o sens, nie spotka się w ogóle z rozwiązaniem problemu – odkryje, że na nowym gruncie, bez zewnętrznego, wiedzącego wszystko absolutu, stanowiącego remedium na wszystkie egzystencjalne bolączki, także i niewygodne pytania, pytający nie posiada aparatu zdolnego odpowiedzieć szczerze. Wtedy człowiek-nihilista, zda sobie sprawę z trwonienia siły, oraz z własnej niemocy, przy odpowiedzi na (zdawałoby się) proste pytanie „o sens.” Miast wypoczynku i spokoju ducha, wewnętrzną niestabilność, rodzi niepewność, wstyd przed samym sobą, za lata spędzone na mamieniu siebie. Tym sposobem, nie mogąc znaleźć cienia sensu w procesach - zarówno w poszukiwaniu jak i w przemianach – nie mogąc odnaleźć celu, uzasadnienia zmian, zatracony zostaje fundament rozwoju człowieka, teraz bezpodstawny, zmieszany ze stagnacją i apatią. Tym gorzej dla stanu psychologicznego nihilisty, że automatycznie domaga się ujrzenia w otoczeniu jak i zachodzących weń procesach: systemów, schematów, organizacji, lecz ponownie zdając sobie sprawę z własnej niemocy, jest zmuszony zrezygnować z dociekań. I choć może na płaszczyźnie empirycznej poznać kształt i formę obiektów zainteresowania, to nie jest w stanie wyabstrahować z tej wiedzy czystego sensu.

Nihilizm, pobrzmiewający gdzie niegdzie utylitaryzmem, wykształtował w człowieku, potrzebę wzmocnienia siebie, na tle poczucia własnej słabości. Ot chociażby potrzeba mu systemu odpowiednich miar względem konkretnych szablonów, którymi mogą być inni ludzie, lub całe społeczeństwo. „Dobro ogółu wymaga poświęcenia jednostki” – na tle ogółu jednostka zyskuje wartość, staje się użyteczna, potrzebna, choć to jedynie skutek mamienia się. Tracąc wiarę, człowiek tworzy sztuczny szablon do którego może, a nawet musi się porównać by nie ulec całkowitemu zatraceniu, by szablon ogółu prześwitywał przez jego postać, by sam szablon mógł stać się możliwy do zmierzenia miarą jednostki, by tym samym miara jednostki zyskała wartość.

Koniec końców nihilizm prowadzi do niewiary w światy tajne, poza-obecne, uznawane za potencjalnie doskonalsze, skazując się na tułaczkę po jedynym świecie wypełniającym jednostkę goryczą i nienawiścią do siebie – świata jedynego. („Świata Stawania Się”) Choć osobiście nie mogę rzec, że ta droga całkowicie osłabia. Wręcz przeciwnie, jest trudniejsza i usiana przeszkodami, lecz te jedynie hartują. Dla przykładu, mogę przytoczyć wypowiedź marszałka Siemiona Budionnego, któremu w rozmowie przyjaciel wyznał, że „Być niewierzącym, zdawać sobie sprawę z nieobecności raju, czyśćca, czy piekła, wiedzieć, że ma się jedno jedyne życie i przezwyciężyć strach przed szarżą, jest wyczynem o wiele trudniejszy, niż gdy ma się trójcę świętą na ramieniu.” Trudno się z tym nie zgodzić, biorąc pod uwagę ile wysiłku wymaga to od nihilisty.

Nihilizm jednakże nie oznacza jednostajnej, powolnej degradacji i rezygnacji. Rodzicielski potencjał pytań jaki ze sobą wnosi może być bowiem spożytkowany w konstruktywny sposób, dając nowej perspektywy na problem „pochodzenia wiary.” (Dotąd pytanie zdające się nie mieć odpowiedzi, z racji braku alternatywnej perspektywy.) Nietzsche wykazuje, że bez względu na odebranie światu kategorii jakimi można go tłumaczyć – a to poprzez ustalenie ich bezpodstawności – nie oznacza, że w tożsamy sposób można odebrać światu wartości, (albowiem, danymi kategoriami można zmierzyć jedynie świat „urojony”) jakie są weń wnoszone czy to poprzez religię, czy poprzez rozum. Bezpodstawność dociekań człowieka o zawarcie w sobie i w rozumie miary rzeczy i wartości zostaje obnażona, gdy ten brnąc w swą naiwność, siebie obiera za sens wszystkiego, dążąc jedynie do gloryfikacji „ludzkiej hegemonii”, jej wytworów zarówno fizycznych jak i umysłowych.

By uniknąć takiej kolei rzeczy należy doprowadzić do reformacji wartości, ich przebudowy. Tutaj Nietzsche dostrzega, że na straży szczeliny, którą nihilizm „wcieka” w mentalność, stoi otwarta dowolność, lecz dowolność zupełnie inna niż w przypadku religii. W wypadku moralizmu, bez zaplecza religijnego, do nihilizmu prowadzi wewnętrzna potrzeba konstytuowania siebie i własnego rozumu, jako fundamentu dla kręgosłupa wartości. Religia tego od nas nie wymaga, wręcz odwrotnie, nawet nie zmusza – odciąga od takich ewentualności.

Tu, na nihilistów czai się największe niebezpieczeństwo, związane z „samodzierżeniem” władzy nad wartościami, w tym z możliwościami ich negacji/odrzucenia i auto-kreacji. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że zrównując wartości na jednej płaszczyźnie, nihilista może lekką ręką odtrącić wszelkie chcenia i motywacje wiążące się z istotą życia. Konsekwencja taka płynie z faktu, że dla nihilisty nieosiągalna stała się sfera, w której dotąd mógł umieszczać wartości jakie go zajmowały i odnosić je z powrotem (w postaci wzorców) do sfery w której żyje. Pozostawiając sobie jedynie sferę „egzystencji” – niemalże roślinnej – brnie w życiu bez wartości, ponieważ bez odniesienia do „niemożliwej” sfery wyższej, jego życie nie jest w stanie wartości swej zwiększyć – nie posiadając odpowiednich wzorców.

Reasumując, nihilizm w swej najbardziej radykalnej formie prowadzi do wewnętrznego wypalenia się przekonań o możliwości utrzymania istnienia najwyższych wartości, w tym i tych tyczących się podstaw egzystencji jednostki w ogóle, odbierając za razem prawo do twierdzenia, że istnieje coś poza tym, co nie podlega spekulacji, co wyłącznie fizyczne. Wszech obecny, zimny pesymizm bez miejsca na paralogiczne dywagacje, odbiera jakiekolwiek bodźce i cele, zostawiając człowieka bez wartości, choć z mocno ugruntowaną moralnością, która mało tego, że jest zaprzeczeniem wcześniej wyznawanych wartości, to jeszcze jest zaprzeczeniem motywacji do istnienia.

Trudno zatem uważać, że nihilizm to coś więcej niż długa droga do „anihilacji,” choć jako nihilista twierdzę, że niekoniecznie tak musi być.

*Na podstawie Woli mocy

Kamil B.

Brak komentarzy: